Polska języka, trudna języka… Ale… Ale nie idzie tylko o gramatykę, składnię, wymowę. Idzie o znaczenie słów. Są bowiem w języku polskim słowa, które nawet samym Polakom wydają się jakby obce. Co więcej – nie tylko brzmią obco, ale najwyraźniej po prostu są obce, skoro często używa się takich słów jak się chce - bez specjalnej troski o to jakie znaczenia się za nimi kryją.
Pisałem już o tym niejednokrotnie, ale powtórzę raz jeszcze: resentyment. Otóż resentyment nie jest jakimś nostalgicznym sentymentem, choć tak właśnie pojęcie to bywa kolokwialnie używane. Otóż resentyment to zjawisko społeczne bardzo precyzyjnie zdefiniowane przez Maxa Schelera: „Formalne przejawy resentymentu mają […] wszędzie tę samą strukturę: afirmuje się, ceni, chwali coś, jakieś A, nie ze względu na jego wewnętrzna jakość, lecz w (niewysłowionej) intencji zanegowania, zdeprecjonowania, zganienia czegoś innego, jakiegoś B. A >>wygrywa się << przeciw B”. Tak, bywa, że ludzkim zachowaniem rządzi właśnie resentyment. I dzieje się tak nawet wówczas jeśli nie słyszało się o Maxie Schelerze. Bo cóż, mówiąc po ludzku oznacza resentyment? Ano to, że jesteśmy za kimś, czy za czymś, tylko dlatego, że chcemy dokopać czemuś lub komuś innemu. Kolejny przypadek: spolegliwy. Otóż spolegliwy - wbrew pozorom i językowym nawykom – to nie ktoś uległy, ale ktoś na kim można polegać. Zaś sensat, to nie człowiek szukający sensacji, ale – znowu: wbrew pozorom i językowym nawykom – sensat to albo ktoś, przesadnie poważny, silący się na uczoność, mędrkujący, albo ktoś po prostu mądry, uczony – co podaję za „Słownikiem wyrazów obcych” Teraz czas na pary pojęć rzucanych niekiedy jednym tchem. Pierwsza para to pastisz i parodia. Korzystając ze wspomnianego już słownika – uściślę. Pastisz – „utwór literacki lub dzieło sztuki będące świadomym naśladownictwem dzieła lub stylu innego twórcy, innej szkoły, epoki”. Parodia – „naśladowanie, mające na celu ośmieszenie, wyszydzenie; umyślne przejaskrawienie naśladowanie”. Jak widać i parodia, i pastisz odwołują się do naśladownictwa; niemniej cele parodii i pastiszu są (a na pewno być mogą) zgoła odmienne. Zanim przejdę do drugiej pary pojęć – pozwolę sobie na małe wspomnienie. Otóż w niezwykle dla mnie pozytywnej recenzji jednej w moich książek, pewien amerykański autor określił ją jako sophisticated study – co może oznaczać studium wyszukane, wyrafinowane, ale może też równie dobrze oznaczać studium „naukawe”, mędrkujące. Jest zatem albo bardzo dobrze albo zgoła nienajlepiej – wszystko zależy od kontekstu, w jakim padło słowo sophisticated. Kontekst recenzji był co prawda, jak już wspomniałem, jednoznacznie pozytywny, ale - jako człowiek z natury nieco podejrzliwy, przesadnie wyczulony na wypowiedzi o charakterze ironicznym – dla pewności zapytałem o opinię w tej sprawie mojego przyjaciela. Ten wówczas wykładał literaturę na jednym z amerykańskich uniwersytetów, dzisiaj jest ambasadorem Polski w USA. I dopiero po jego wnikliwej lekturze mogłem być już zupełnie pewien, że moją rozprawę komplementowano, uznano za wyrafinowaną. Druga para słów, które wypadają z ust czy z klawiatury komputera bardzo często razem to ironia i sarkazm. I znowu- sięgając do zasobów słownikowych – przypominam: Ironia – to „ukryta drwina, szyderstwo, złośliwość zawarte w wypowiedzi pozornie aprobującej”, zaś sarkazm to „ironia złośliwa, zjadliwa drwina, to gorzkie szyderstwo”. Fryderyk Nietzsche pisał: „Przyzwyczajenie do ironii, równie jak do sarkazmu, psuje charakter, /…/ w końcu człowiek staje się jak pies kąśliwy, który oprócz kąsania wyuczył się i śmiać jeszcze”. Moja rada brzmi – nie przyzwyczajajmy się zatem do ironii i sarkazmu, ale jednocześnie nie zapominajmy o nich. Wszak dodają one pisaniu, czytaniu i konwersacji smak. Zaś zapomnienie o ironii i sarkazmie może być szkodliwe choćby z tego powodu, że przestajemy zauważać, kiedy ktoś stosuje je przeciwko nam.