Szli ramię w ramię z innymi pielgrzymami. Tak samo piekło ich słońce. Tak samo odczuwali trudy drogi. Kiedy jednak pątnicy mogli odpocząć na postoju, oni ofiarnie ruszali do pracy!
W tym roku 34 wolontariuszy Maltańskiej Służby Medycznej czuwało nad zdrowiem pielgrzymów i udzielaniem im pierwszej pomocy we wszystkich sytuacjach, które tego wymagały. Maltańczycy i kierujący ruchem to dwie pielgrzymkowe służby, od których zależy bezpieczeństwo wszystkich pątników.
Szefem zabezpieczenia medycznego był Mariusz Zawada, ratownik medyczny i komendant oddziału MSM w Kętach. Wraz z nim, ratownikami i wolontariuszami pielgrzymami opiekowały się na poszczególnych etapach dwie lekarki - Bogusława Maria Boba i Jolanta Zamora-Podsiadło.
Ratownicy Joanna Markieton i Mariusz Zawada na służbie w Polance Hallera
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Ponad 30 wolontariuszy to zdecydowanie więcej niż w latach ubiegłych - mówi M. Zawada. - Z wolontariuszami oddziału kęckiego byli maltańczycy z Nysy, Krzeszowic, Bielska-Białej, Andrychowa. Jesteśmy im ogromnie wdzięczni za wsparcie.
Dzięki nim nad bezpieczeństwem każdej z 7 grup czuwał 3-osobowy patrol medyczny, idący na końcu każdej z nich. Maltańczycy byli wyposażeni w sprzęt łącznościowy, więc w każdej chwili mogli połączyć się z lekarzami i ratownikami towarzyszącymi pielgrzymce w karetkach.
W galowych mundurach, ze sztandarem - z Centrum Jana Pawła II do sanktuarium Bożego Miłosierdzia
Urszula Rogólska /Foto Gość
Na swoim wyposażeniu maltańczycy mieli dwie karetki - jedną podstawową i jedną specjalistyczną, która otrzymali od katowickiej Fundacji Związku Polskich Kawalerów Maltańskich - Maltańska Służba Medyczna, w uznaniu za dotychczasową pracę i profesjonalizm w zabezpieczaniu medycznym szeregu imprez i przedsięwzięć w wielu miejscowościach Polski Południowej.
Dodatkowo pątnikom służyły dwa maltańskie busy, służące do transportu niezbędnego sprzętu i poszkodowanych.
Trudno sobie wyobrazić pielgrzymowanie bez pomocy maltańczyków
Urszula Rogólska /Foto Gość
Choć w każdej grupie maltańczycy raz po raz zdecydowanie zwracali uwagę pielgrzymom, żeby nosili nakrycia głowy i często nawadniali organizm, nie udało się w 100 proc. uniknąć zasłabnięć.
- Jak zwykle, najwięcej pracy czekało nas od drugiego dnia - mówi komendant Zawada. - Tym razem było sporo zasłabnięć, sytuacji związanych z odnowieniem się kontuzji, spadkiem cukru, niedostatecznym nawodnieniem. I, oczywiście, trudne do zliczenia pęcherze na stopach.
W Polance Hallera maltańczycy kwestowali na działalność ratowniczą Maltańskiej Służby Medycznej
Urszula Rogólska /Foto Gość
Tuż przed Wysoką, na boisku LKS Amator Babica, ratownicy uwijali się jak - dosłownie - w ukropie, wśród cierpiących pątników. Przekłuwali pęcherze, opatrywali otarte stopy, komuś trzeba było podłączyć kroplówkę.
W Wysokiej, naprzeciwko kościoła, zlokalizowano największy na pielgrzymce punkt medyczny. Do późnych godzin nocnych nie brakowało pielgrzymów, którzy przychodzili do ratowników z prośbą o interwencje w dokuczających im dolegliwościach.
Załoga specjalistycznej karetki maltańskiej
Urszula Rogólska /Foto Gość
Dodatkowo na każdym postoju można było korzystać z pomocy młodych wolontariuszy. Bardzo wielu pielgrzymów przyszło po pomoc podczas postoju na Polance Hallera. Tam także każdy mógł wesprzeć finansowo maltańczyków. Wolontariusze przeszli ze skarbonkami wśród pątników, kwestując na niezbędny sprzęt medyczny, leki, opatrunki itp.
Wśród kwestujących byli Julka, Marysia i Robert - maltańczycy, którzy dołączyli do MSM po zeszłorocznej pielgrzymce. - W każdej z grup co roku opowiadamy o naszej posłudze, zachęcając pielgrzymów, by do nas dołączyli, przeszli kurs pierwszej pomocy i służyli z nami - mówi maltanka Ania Bogacz. - Im nas więcej, tym lepiej i dla maltańczyków, i pielgrzymów. Poza trójką młodych, którzy w ubiegłym roku po prostu do nas podeszli i zapytali, jak dołączyć do MSM, są z nami też wolontariusze, których pozyskaliśmy dzięki naszemu projektowi Maltańskiego Wolontariatu Młodzieżowego. Grant na ten projekt uzyskaliśmy z konkursu Fundacji Tesco.
Podcza udzielania pomocy na postoju
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Taka służba to nasza pasja, coś, co kochamy robić. Prosimy jedynie pielgrzymów o wyrozumiałość - mówi M. Zawada. - Spotykamy się z wieloma sytuacjami wdzięczności - to dla nas bardzo miłe i... mobilizujące do działania. Ale są też sytuacje trudne. Rozumiemy, że dolegliwość jednej osoby jest dla niej w tym momencie jedyna. W swoim cierpieniu trudno dostrzec innych, a i nas, którzy staramy się pomóc wszystkim. I też jesteśmy ludźmi... Jest nas trzydziestka, a pielgrzymów prawie 2 tys. Chcielibyśmy także, by z naszych busów, którymi podwozimy pątników do kolejnego postoju, korzystały naprawdę tylko osoby potrzebujące, które nie są w stanie kontynuować marszu na danym odcinku. To nie może być stały transport - jeśli nie dajemy rady iść, trzeba w pokorze podjąć decyzję o rezygnacji z pielgrzymowania. To coroczny problem, z którym się spotykamy.
Zapraszamy także do przeczytania krótkiego świadectwa Jolanty Zamory-Podsiadło, pielgrzymkowej lekarki - TUTAJ.