Jak powstają wielkie dzieła? Czy u ich źródeł znajdziemy równie wielkie marzenia? I w ogóle, co to znaczy, że dane dzieło jest wielkie?
Św. Józef Benedykt Cottolengo brewiarz.pl Jak powstają wielkie dzieła? Czy u ich źródeł znajdziemy równie wielkie marzenia? I w ogóle, co to znaczy, że dane dzieło jest wielkie? Gdyby za odpowiedź na tak postawione pytania miał posłużyć życiorys dzisiejszego świętego, to należałoby powiedzieć, że o wielkości dzieła świadczy to, jak traktuje ono człowieka. Czy człowiek jest dla niego pewną ideą czy też konkretnym ludzkim istnieniem. Zosią, Marysią, Rafałem, Przemkiem którego chce uczynić się lepszym, mądrzejszym, zdrowszym, prawdziwie szczęśliwym? Dzisiejszy patron zdecydowanie opowiedział się nie po stronie całej ludzkości, ale żywego i konkretnego człowieka. A jego marzenie wcale nie było wielkie. Było bliskie życia. Chciał by pewna kobieta w ciąży, którą wyrzucono ze szpitala bo była chora na gruźlicę, miała swoje miejsce w którym może w sposób godny chorować, a jeśli przyjdzie jej czas odejść z tego świata. Tylko tyle, albo aż tyle. Tymczasem jednak dokładnie 2 września 1827 roku umarła na rękach dzisiejszego patrona zostawiając męża i troje drobnych dzieci. Tą datę bohater naszej dzisiejszej historii zapamiętał bardzo dobrze, bo ona wyznaczyła cezurę w jego życiu. Przed 2 września 1827 roku ten człowiek był zwyczajnym piemontczykiem, kapłanem o wybuchowym charakterze nad którym pilnie pracował, proboszczem kościoła Bożego Ciała w Turynie. Po tej dacie stał się kimś, kto postanowił odmienić los choćby kilku osób, które tak jak ta kobieta w ciąży, nie miały miejsca, gdzie mogłyby chorować. Jako proboszcz zakupił więc domek dla chorych i opuszczonych tuż przy kościele Bożego Ciała. Budynek zaczął działać już po 4 miesiącach i błyskawicznie zapełnił się potrzebującymi. By nikogo nie odprawić z kwitkiem nasz święty kupił kolejne zabudowania. Do pomocy przy chorych zaprosił pewną młodą wdowę, Marię Nasi Pullini i grupkę zebranych przez nią parafianek. A potem… potem wybuchła zaraza i miasto zakazało gromadzić chorych w mieście. Nasz patron przeniósł więc ich wszystkich do zakupionej za ostatnie pieniądze szopy, która znajdowała się na polach Borgo Dora. W niedługim czasie zmuszony był szukać środków na kolejny budynek i jeszcze kolejny, i kolejny. I tak "Mały Domek Bożej Opatrzności", jak pierwotnie nazywał swoje dzieło dzisiejszy święty rozrosło się do ogromnego szpitala, ba wręcz miasteczka, gdzie chorzy i potrzebujący zamieszkiwali osobne domy tworząc wspólnoty zwane rodzinami. Do pomocy im wszystkim, tak pielęgniarskiej jak i duchowej powołał nie jedno, ale szereg zgromadzeń zakonnych żeńskich i jedno męskie. To wielkie dzieło tego człowieka, trwa do dziś, pomagając 14 tysiącom pacjentów, utrzymując się z datków i będąc największym kompleksem dzieł miłosierdzia na świecie. A wszystko to zaczęło się od jednego, małego marzenia. By dać wytchnienie tylko jednemu człowiekowi. Czy wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy? To zmarły 30 kwietnia 1842 św. Józef Benedykt Cottolengo.