Rozróżnienie twardych faktów i o faktach ledwie wyobrażeń, czyli rozróżnienie pomiędzy tym co rzeczywiste, a tym, co tylko iluzoryczne, ma w życiu społecznym znaczenie nie mniejsze niż w filozofii.
Z praktycznego zaś punktu widzenia – ma znaczenie nawet w oczywisty sposób większe. Wreszcie nie tak wielu ludzi ma zacięcie do filozofowania zawodowego filozofa, za to pytanie, niekiedy pytanie rozpaczliwe: Czy to jest, co widzę - dzieje się naprawdę? - zadaje sobie pewnie znacznie większa liczba śmiertelników. Nie wiadomo, kto(?) i kiedy(?) pierwszy raz zarzucił komuś innemu, że ten wierzy w bajki, że żyje iluzją, złudą, że stracił kontakt z rzeczywistością. Ale tak czy inaczej sformułowane zarzuty pojawić się musiały bardzo, bardzo dawno temu. Odłóżmy zresztą prehistorię i historię na bok. Doprawdy zastanawiające jest to jak wiele miejsca w dzisiejszej kulturze popularnej poświęca się właśnie efektowi iluzoryczności świata, w którym żyjemy. Sposoby podejścia do tematu są różne – niekiedy cały świat jest efektowną ułudą, w której przeżywa przygody zagubiony bohater. Łatwo podać sporą listę powieści i filmów operujących tym właśnie motywem. Posłużę się skrótem - ci, którzy nie czytali „Kongresu futurologicznego” Stanisława Lema, widzieli może słynny film „Matrix”, którego to tytuł stał się dzisiaj w zasadzie poręcznym kolokwializmem. Żartobliwy Internetowy mem - „Prawda jest taka, że Matrix to był film dokumentalny” podpisany imieniem i nazwiskiem odtwórcy roli głównego bohatera obrazu braci Wachowskich czyli Keanu Reevesa, oczywiście śmieszy, ale jednocześnie zdaje się dobrze oddawać pewien stan niepokoju współczesnego człowieka. Nie, nie idzie o to, że żyjemy w Matrixie, raczej o to, że tkanina, z której utkana jest nasza rzeczywistość stała się jakaś niepewna(?), w jakiś sposób nieprawdziwa(?). Acha, po to, by uzyskać podobny efekt „niepewnej, nieprawdziwej” rzeczywistości nie trzeba sięgać po filmy i literaturę science-fiction, znaleźć go można także w literaturze pozbawionej sztafażu s-f - gdzieś w głowie tłuczą mi się jako dobra ilustracja wspomnianego efektu opowiadania Julio Cortazara czy film „Inni” z Nicole Kidman. Różniąc się w artystycznych sposobach pokazania radykalnego rozpuszczania, dekonstrukcji rzeczywistości – wspomniane dzieła łączą się w umiejętności przekonania czytelnika/widza (a także, zdarza się, bohatera utworu) co do tego, że „nic nie jest naprawdę takie jak mu się zdaje”. Inny typ zafałszowania rzeczywistości prezentują takie filmy jak chociażby „Sieć” z Sandrą Bullock czy „Tożsamość” z Liamem Neesonem, które pokazują, jak rzeczywistość bohaterów przestaje istnieć przez knowania i manipulacje złoczyńców, którzy w systematyczny, całościowy i skuteczny sposób niszczą tożsamość bohaterów. To znaczy – otaczający główne postaci świat pozostaje wówczas bez zmian, ale oni przestają być uważani za tych, którymi dotychczas byli. Nikt ich nie rozpoznaje, więcej – ktoś inny zajmuje ich miejsce, ich dane, także w Internecie, są podmieniane, ktoś sprzedaje dom, w którym bohater mieszka itd. itp. Nie będę zdradzał szczegółów i dalszego ciągu akcji, bo może ktoś z Państwa, kto wspomnianych filmów jeszcze nie widział, a zapragnie je zobaczyć. Jeszcze inny typ filmowej zabawy z podważaniem tego, co rzeczywiste jako głównym motywem to „Gra” z Michaelem Douglasem, gdzie rzeczywistość skrojona zostaje pod klienta, a tworzy ją wyspecjalizowana firma rozrywkowa. O ile jednak film „Gra” toczy się we współczesnej nam scenerii, to niezwykle popularny ostatnio serial „Westworld” jest próbą pokazania jaki „inny świat” będzie w stanie konstruować firma rozrywkowa w przyszłości. To świat tzw. hosty czyli sztuczni ludzie pomyślani tak, by klienci firmy byli w kontaktach z nimi w pełni zadowoleni, są też wybierane przez klientów sensacyjne scenariusze sytuacji, w których chcieliby się znaleźć. Ale pojawia się też w serialu pytanie - jakie to wszystko będzie mogło mieć konsekwencje dla naszego, jedynego, prawdziwego świata. Idzie o konsekwencje, które już z zabawą nie będą miały wiele wspólnego – tak przynajmniej można domniemywać po zobaczeniu kilku pierwszych odcinków „Westworldu”. Twórcy niezwykłej rozrywki dla ludzi przyszłości, rozrywki, w której pozwala się klientom przeżywać prawie-że rzeczywiste przygody z produkowanymi przez firmę hostami, które wzmacniane są kolejnymi coraz bardziej wymyślnymi aplikacjami, są rzecz jasna ludźmi piekielnie inteligentnymi. W pewnym momencie jeden z nich przekonuje, że produkowana przez nich fikcyjna rzeczywistość musi być „jak wszystkie wielkie opowieści, zakorzeniona w prawdzie”. Tak, rzeczywiście. Ale zdaje mi się, że cały oglądany serial jest niemniej silnie zakorzeniony w lękach, pragnieniach, potrzebach i nadziejach trudnej do oszacowania liczby ludzi Zachodu początku XXI wieku. Co zrobią z nimi, już nie w filmowej i literackiej fikcji, ale w naszej jedynej prawdziwej rzeczywistości, ochoczy „uczniowie czarnoksiężnika”? No cóż, obyśmy nie mieli okazji pożyć w czasach zdecydowanie zbyt ciekawych. Chińczycy wszak nie na darmo przed ciekawymi czasami przestrzegali…