- Kiedy odchodzi ojciec, mówimy, że rozsypuje się dom. Tak nie może być! Bo ten ojciec budował na mocnym fundamencie, razem z Chrystusem - mówił o śp. ks. Józefie Śliżu jego następca, ks. Jerzy Matoga.
Wapienicki proboszcz ks. Jerzy Matoga nie ma wątpliwości - jego poprzednik, zmarły 17 kwietnia wieczorem śp. ks. prałat Józef Śliż, był prawdziwym duchowym ojcem. Ojcem i kapłanów, którzy go spotykali, i tysięcy wiernych, którym służył przez niespełna 88 lat swojego życia - z czego 64. jako ksiądz.
W sumie pół wieku - najpierw jako wikary, a następnie jako proboszcz - posługiwał wiernym parafii św. Franciszka z Asyżu w Bielsku-Białej Wapienicy
W słoneczny piątek 20 kwietnia, mieszkańcy Wapienicy, jak i wielu innych miejscowości, razem ze swoimi duszpasterzami żegnali zmarłego kapłana podczas Mszy św., której przewodniczył biskup Piotr Greger.
Przedstawiciele rady parafialnej z Wapienicy żegnali swojego długoletniego proboszcza
Urszula Rogólska /Foto Gość
Śp. ks. prałat Józef Śliż, wyświęcony w 1954 roku, był wikarym w Chorzowie Batorym - w parafii Wniebowzięcia NMP, w Biertułtowach - parafii Wniebowzięcia NMP, Czechowicach-Dziedzicach - parafii NMP Królowej Polski, Bielsku-Białej - parafii Trójcy Przenajświętszej, Wapienicy - parafii św. Franciszka, a proboszczem w Ochabach Małych - w parafii św. Marcina i przez 34 lata, od 1970 do 2004 r. - w parafii św. Franciszka w Bielsku-Białej Wapienicy.
Do śmierci służył wapienickiej wspólnocie na ile pozwalały mu siły.
Podczas Mszy św. kazanie wygłosił wapienicki rodak, ks. prałat Krzysztof Ryszka, dziś proboszcz parafii NSPJ w Bielsku-Białej. To na jego Mszy św. prymicyjnej w 1974 roku, homilię wygłosił ks. proboszcz Józef Śliż.
- Chrześcijańscy rodzice, gdy wybierają imię dla swego dziecka, kierują się kryterium, by był to święty i możny orędownik przed Panem, by był to godny ideał dla dziecka, który porywa przykładem swojego życia i wpiera swojego imiennika, rozpoczynającego pielgrzymkę przez życie. Franciszek i Anna wybrali dla swojego syna imię Józef. Musiał mały Józio głęboko wpatrywać się w swojego patrona, skoro w jego życiu bez trudu można było dostrzec świętojózefowe przymioty: był posłuszny i wierny Bogu w trosce o swoją rodzinę parafialną i wytrwały w modlitwie.
Najbliżsi również żegnali emerytowanego proboszcza z Wapienicy
Urszula Rogólska /Foto Gość
Ks. Józef Śliż pochodził z Iskrzyczyna. Po maturze w cieszyńskim liceum ogólnokształcącym, jako 18-latek wstąpił do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął w 1954 r. w bazylice piekarskiej.
- Jego rocznikowi koledzy mówili o nim "verus Israelita" - prawdziwy kapłan, dla którego kapłaństwo było jak zadanie, które trzeba solidnie odrobić - mówił ks. Ryszka, wspominając, że od lat 60. XX wieku był świadkiem kapłaństwa ks. Józefa.
Przypomniał jak dbał o realizację posoborowej odnowy liturgii. - W kościele pojawił się ołtarz posoborowy, lektorzy, komentatorzy liturgiczni, którzy przybliżali uczestnikom zrozumienie odprawianej jeszcze wtedy po łacinie liturgii. Pojawiły się też nowe pieśni: "Przez Chrztu świętego wielki dar", "Cóż Ci Jezu damy" i wezwanie do Matki Bożej, śpiewane na głosy przez scholę dziewczęca na maryjnych nabożeństwach. Wtedy też wchodziła w życie Ewangelia w piosence i niejedną z nich znamy dzięki ks. Józefowi. Sam obdarowany talentem muzycznym, zasiadał nieraz za kontuarem wapienickich organów, a na pogrzebach często śpiewał Osiem Błogosławieństw. Każde z nich traktował jako wezwanie do wykonania w życiu, a ich częste śpiewanie na pogrzebach odzwierciedlało, co mu w duszy grało.
Kapłani z całej diecezji odprowadzali na wapienicki cmentarz śp. ks. Józefa Śliża
Urszula Rogólska /Foto Gość
Ks. Ryszka przybliżył postać ks. Śliża w wielu wymiarach jego kapłaństwa. Jako katechetę, z zamiłowania dogmatyka, który w grubym zeszycie zapisywał katechezy dla każdej klasy.
- Potrafił nas, licealistów, zainteresować sprawami wiary, ukazując Boga jako kogoś bardzo wielkiego i bardzo kochającego człowieka. Ks. Józef chętnie stawał z nami na długie rozmowy, organizował wycieczki w Beskidy i Tatry. Pamiętam jak na koniec dziesiątej klasy zorganizował nam małą maturę z dogmatyki, co było dla nas wielkim przeżyciem.
Parafianie szanowali swojego duszpasterza także jako kaznodzieję - każde kazanie miało sens i logikę.
- Kiedy ks. Józef pojawiał się na ambonie czy przy ambonce, w kościele nastawała idealna cisza, którą napełniały jego wywody, osadzone w teologii, ale i w życiu, Z jego kazań zawsze coś wynikało, coś było wyjaśnione czy udowodnione - przekonywał ks. Ryszka.
Róże pojawiły się w konfesjonale, w którym zazwyczaj spowiadał ks. prałat Józef Śliż
Urszula Rogólska /Foto Gość
Konfesjonał, który w dniu pogrzebu zdobił duży bukiet czerwonych róż, był dla ks. Śliża miejscem duszpasterstwa indywidualnego i szafarstwa Bożego Miłosierdzia.
- Konfesjonał, w którym spowiadał, był oblegany przez penitentów - mówił ks. Ryszka. - Było to ze strony nas, grzeszników, świadectwo zaufania do jego posługi, że nas po ludzku, a jednocześnie po duszpastersku potraktuje.