75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater "Kamieni na szaniec" i Akcji pod Arsenałem. - Takich jak my było mnóstwo - opowiada jego przyjaciółka Danuta Zdanowicz-Rossman.
Przyjaźnie z tych czasów były bardzo silne. Danuta Zdanowicz-Rossman patrzy w kierunku niedalekich Powązek Wojskowych, gdzie w kwaterze Batalionu „Zośka” spoczywają „Alek”, „Rudy” i „Zośka”. To ona, wraz z Halą Glińską, postawiła na ich mogile pierwszy brzozowy krzyż. - Spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Dużo śpiewaliśmy. Działaliśmy w harcerstwie - mówi.
Od wiosny 1941 r. Aleksander Dawidowski był członkiem Szarych Szeregów, chorągwi warszawskiej, dowódcą Drużyny „Wisła” wchodzącej w skład Hufca Mokotów Górny, pod dowództwem „Zośki” Tadeusza Zawadzkiego.
Gdy Niemcy zdjęli tablicę z pomnika Mikołaja Kopernika „Mikołajowi Kopernikowi - Rodacy”, a w to miejsce powiesili tablicę „Dem Grossen Astronomen”, mającą świadczyć o niemieckim pochodzeniu Kopernika, Alek 19 lutego 1942 r., w samo południe odkręcił ją palcami. Zakopana w ogrodzie Rossmanów na ul. Sułkowskiego przetrwała wojnę i od 1948 r. znajduje się w Muzeum Historycznym Warszawy.
W odwecie za wyczyn Dawidowskiego Niemcy polecili zniszczyć pomnik Jana Kilińskiego, znajdujący się na placu Krasińskich. Dzięki zabiegom Stanisława Lorentza udało się jednak uzyskać ich zgodę na demontaż monumentu i zdeponowanie go w podziemiach Muzeum Narodowego.
Dawidowski umieścił także na cokole pomnika Kopernika plakat o treści: „W odwet za zniszczenie pomnika Kilińskiego zarządzam przedłużenie zimy o 6 tygodni. Mikołaj Kopernik astronom”. Żart okazał się proroczy - w 1942 r. zima przeciągnęła się aż do kwietnia.
Danuta Zdanowicz-Rossman cz. 6
Tomasz Gołąb
Za tę akcję „Alek” otrzymał od Kamińskiego zaszczytne miano „Kopemickiego”, ale za samowolne działanie - areszt w Olesinku, gospodarstwie, które ojciec Danuty kupił w 1930 r. pod Górą Kalwarią. 20 ha ziemi nie dawało zysków, ale dla dzieci Zdanowiczów i ich przyjaciół stanowiło wspaniałe miejsce do odpoczynku, a w czasie wojny - źródło żywności i bezpieczną przystań. To w Olesinku zastał Dankę wybuch wojny.
Drużynową Danuty Zdanowicz była Hanka Zawadzka, siostra Tadeusza Zawadzkiego, przezywanego z powodu urody „Zośka”. Harcerki z „Błękitnej Czternastki”, działającej przy X Gimnazjum i Liceum im. Królowej Jadwigi, przyjaźniły się z „Pomarańczowymi”. Miały wspólny chór, studniówki, a latem 1938 r. - bliskie obozy na Wołyniu.
To harcerstwo przygotowało ich na wrzesień 1939 roku. Harcerki natychmiast podjęły służbę: Danusia troszczyła się o rannych w Szpitalu Ujazdowskim, we włosach roznosiła meldunki, towarzyszyła Tadeuszowi Zawadzkiemu „Zośce”, przenosząc na zbiórki patefon i płytę z hymnem Polski oraz biało-czerwoną flagę, na którą harcerze składali przyrzeczenie.
Roznosiła propagandowe ulotki w języku niemieckim do budek wartowników przy Belwederze. Należała też do organizacji Małego Sabotażu „Wawer”, kierowanej przez Aleksandra Kamińskiego.
Wspomina Alka: dwa metry wzrostu, ładny, zdolny, wysportowany. Miał kiedyś wyprowadzić krowy z obory. Ale zwierzę zaparło się i nijak nie chciało iść na pastwisko. Zdenerwował się, chwycił za widły i straszył ją, „Jak nie pójdziesz, to popamiętasz”. Wtedy ktoś zwrócił mu dla żartu uwagę: „Alek, a czy ty zastanowiłeś się, że krowa to kobieta?”. Odwrócił się do krowy, zdjął cylinder, który skądś wytrzasnął, i kłaniając się, wypalił: „Czy pani krowa będzie uprzejma wyjść na pastwisko?”.
Alek uwielbiał kapelusze. Miał ich całą kolekcję.
- Kiedyś spacerował po Warszawie w takim kowbojskim. Opowiadał mi potem, że ludzie oglądali się za nim, a on im się kłaniał. Jedna z moich koleżanek powiedziała mi później, że widziała w Warszawie jakiegoś wariata, który paradował po ulicy w kowbojskim kapeluszu i kłaniał się na prawo i lewo! Lubił takie zabawne sytuacje - wspominała kilkanaście lat temu Maria Dawidowska-Strzemboszowa, siostra „Alka”. - Równocześnie miał poczucie, że jest przeceniany, że nie dorasta do opinii, jaką mają o nim inni. Mówił, że czuje się, jak czek bez pokrycia. Że tak wiele się po nim wszyscy spodziewają.