Osiemnastoletnia Emma Gonzalez, uczennica szkoły w Parkland na Florydzie, 14 lutego br. nie zginęła w strzelaninie. Dziewiętnastoletni Nicolas Cruz zabił wówczas 17 osób, w tym jej przyjaciółkę Carmen, która marudziła na temat lekcji gry na pianinie, Arona, który nazywał ją „słoneczkiem”, Alexa, który przychodził do szkoły z bratem Ryanem...
W sobotę, 24 marca, Emma Gonzalez wzięła udział w liczącej osiemset tysięcy uczestników manifestacji w Waszyngtonie. Tego samego dnia w setkach miejscowości w całych Stanach Zjednoczonych ludzie, zwłaszcza młodzi, brali udział w demonstracjach, których wspólne hasło brzmiało: „Marsz o nasze życie”. Domagali się od rządzących zapewnienia im bezpieczeństwa w szkolnych murach i ograniczeń w dostępie do broni.
Emma, podobnie jak inni jej koledzy i koleżanki z Parkland, zabrała głos podczas waszyngtońskiej manifestacji. Zrobiła jednak coś, co spowodowało, że o jej wystąpieniu dowiedział się cały świat. Mało kto dostrzegł, że wchodząc na mównicę uruchomiła w swoim smartfonie timer. Nie powstrzymywała płaczu, gdy mówiła przez dwie minuty, przywołując imiona tych, którzy zginęli w masakrze i powtarzając słowa „już nigdy”. Po czym zamilkła, ale nie odeszła od pulpitu. Stała, jakby na coś czekając, a na jej twarzy widniały łzy. Po kilku minutach zabrzmiał timer w telefonie. Emma Gonzales odezwała się ponownie. „Od momentu, kiedy weszłam na scenę, minęło 6 minut i 20 sekund. W tym czasie napastnik skończył strzelać, niebawem porzuci broń i przez godzinę będzie chodził wolno. Walczcie o swoje życie, zanim ktoś inny będzie musiał to zrobić” - podsumowała.
Nastolatka z Florydy nie powiedziała, że chce swoich zamordowanych kolegów uczcić kilkoma minutami ciszy. Po prostu zamilkła. Bez uprzedzenia. Wywołała tym duże zaniepokojenie wśród tysięcy zgromadzonych i wśród organizatorów. Wielu nie bardzo wiedziało, jak sobie poradzić z nagłą ciszą. Niektórzy klaskali. Inni próbowali coś krzyczeć. Zdezorientowani realizatorzy telewizyjni pokazywali na chybił trafił różne ujęcia tłumu i dziewczyny.
Gdy oglądałem zapis wystąpienia Emmy Gonzales w Waszyngtonie, przypomniało mi się inne wydarzenie, które miało miejsce w Krakowie w 2002 roku. Wtedy w katedrze na Wawelu św. Jan Paweł II modlił się w ciszy przez około pół godziny. Też bez uprzedzenia. Komentatorzy telewizyjni stopniowo cichli i niespodziewanie odbyła się wielominutowa transmisja ciszy.
Cisza jest potrzebna, choć często okazujemy się na nią nieprzygotowani. Nie wiemy, jak sobie z nią poradzić, jak ją zagospodarować. Czasami mamy z nią kłopot nawet w kościele. A przecież już dawno Adam Mickiewicz zauważył: „Głośniej niźli w rozmowach Bóg przemawia w ciszy,/ I kto w sercu ucichnie, zaraz go usłyszy”. Trwanie w ciszy też bywa marszem o życie.