Tuż przed czwartą niedzielą Wielkiego Postu pewien proboszcz zamieścił w portalu społecznościowym zdjęcie, na którym widniał stos smakowitych pączków. Było też kilka osób, które ów stos starały się zmniejszyć - w tym kapłan.
Fotografii towarzyszył opis, z którego wynikało, że pyszności przeznaczone były zasadniczo dla ekipy, która miała w parafii poprowadzić rekolekcje. „Czas upływa, pączków ubywa i do naszych grzechów dochodzi o obżarstwo. Wszystko w trosce o bezgrzeszność naszych gości, których nie możemy się doczekać” - wyjaśnił nieco żartobliwie duchowny.
Nie trzeba było długo czekać, żeby oprócz komentarzy życzących smacznego, pojawiły się też uwagi o innym charakterze. „W poście pączki?”.
Wcale się nie zdziwiłem tego rodzaju reakcji. Siebie również przyłapałem na przebłysku takiej myśli, gdy zobaczyłem w internecie to zdjęcie. Nie chodzi wcale o oburzenie. Chodzi o pewien dysonans, oparty na utrwalonych skojarzeniach i myślowych schematach. No bo czy w Wielkim Poście wypada się afiszować z górą świeżutkich pączków? W kraju, w którym pączek co roku staje się na jeden dzień symbolem karnawałowej hulanki i przesadnego objadania?
Na podstawie dotychczasowego opisu sytuacji ktoś może zacząć podejrzewać, że chodzi w niej o prowokację i wzbudzenie zainteresowania.
Nie przypuszczam. Zwłaszcza, że proboszcz po chwili wyjaśnił, skąd się pączki wzięły. Napisał w komentarzu tak: „Gdyby Kościół był skansenem, a życie chrześcijańskie folklorem, to pączki w poście byłyby wielką rozpustą i ciężkim grzechem. Dla nas te pączki to raczej znak nawrócenia, a przynajmniej wyraz takiego pragnienia. Ktoś wczoraj się przygotował, zrobił zakupy, dziś wcześnie rano wstał, przygotował ciasto, upiekł pączki i obsypał je cukrem pudrem, a przed wszystkim zrobił to bezinteresownie, osłodził miłością i podzielił się z innymi darem i umiejętnością”.
Ten drobny sieciowy incydent pokazuje zjawisko naprawdę dużej rangi. Za sprawą tzw. tłustego czwartku i sposobu, w jaki jest nam od lat pokazywany w mediach, pączek stał się w powszechnym mniemaniu symbolem rozpasania, braku umiaru w jedzeniu, piciu i nie tylko. Stał się wręcz antytezą wszystkiego tego, co - w równie powszechnym mniemaniu - wiąże się z Wielkim Postem. Sam widok pączka na stole w tym okresie wydaje się niejednemu niestosowny. Zaburza pewien utarty sposób myślenia i postrzegania świata. Nie mieści się w szablonie. Drożdżowe ciastko zostaje wyjęte z kontekstu, w którym przyzwyczailiśmy się je widzieć. I może nabrać zupełnie innego znaczenia. Jak widać z przytoczonej historii - nawet całkiem odwrotnego.
Na szczęście nie wszyscy myślą schematycznie i szablonowo. Ktoś nie zawahał się usmażyć sterty pączków w Wielki Poście z myślą o gościach, którzy mają zawitać do parafii i poprowadzić rekolekcje. Założę się, że były pyszne i sprawiły adresatom dużo przyjemności. A przede wszystkim dały im do zrozumienia, że są mile widziani i oczekiwani.