M jak Maryja, M jak Matka, ale M to także M jak Magda i M jak: "Miłość moja nieskończona do ciebie" - mówiła mama, Magda Sadlik w Bielsku-Białej.
Bielskie mamy spotkały się po raz trzeci – tym razem 14 marca w kościele św. Pawła, na zaproszenie działającego przy tej parafii Klubu Mamy "Skrzydła" i mam ze Wspólnoty Przymierza "Miasto na Górze", na wielkopostnym dniu skupienia.
Spotkaniu w Bielsku-Białej towarzyszyły słowa: "M jak Maryja, M jak Matka". Mamy uczestniczyły w cichej adoracji Najświętszego Sakramentu, Mszy św. z homilią wygłoszoną przez ks. prałata Marcina Aleksego, a potem wysłuchały czterech świadectw innych pań o roli Matki Najświętszej w ich życiu codziennym.
Podczas homilii ks. Marcin Aleksy mówił o wierze chrześcijanina, która zawsze jest przede wszystkim relacją osobową, a nie jedynie przyjęciem prawd i zasad, a także o konieczności ciągłego odnawiania w sobie wiary. W tym kontekście, odwołując się do słów z Księgi Izajasza: Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie, mówił o bezwarunkowej miłości Pana Boga wobec każdego człowieka. – Któż może to lepiej zrozumieć niż wy, mamy – mówił uczestniczkom spotkania. Pewność tej relacji, niezależnie od okoliczności życiowych, jest istotą wiary.
Deszczowa pogoda nie zniechęciła mam do spaceru z dziećmi - na rekolekcje
Urszula Rogólska /Foto Gość
Po Mszy św. mamy mówiły o swojej relacji z Maryją. Magda Sadlik, żona Pawła od 16 lat, a od 11 lat mama – dziś już czwórki dzieci, w tym niepełnosprawnej córeczki, "rozszyfrowała" imię Maryja, przypisując każdej literze jej imienia, zaproszenie Pana Boga dla siebie samej: M – bądź mądra, A – asertywna. R – radykalna, Y – Yyyy cóż powiedzieć – to znaczy MY, bo to dotyczy każdej kobiety – tłumaczyła Magda; J – jak ja, jedyna w oczach Pana i A jak atrakcyjna – nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim duchowo, tak, by sobą nie zasłaniać Pana Boga, ale prowadzić innych do Niego. – Bo M to też Magda, ale i "Miłość moja nieskończona do ciebie" – mówi Bóg! – podkreśliła mama.
Renata Błachut, żona Krzysztofa – "najlepszego męża na świecie" – jak go przedstawiła, jest mamą sześciorga dzieci – jedno jest już u Pana Boga, w niebie. Renata opowiadała o małżeńskim planie na rodzinę z trójką dzieci i o zadawanym Panu Bogu na początku małżeństwa pytaniu czy… przewiduje dla nich inny plan. Kiedyś na modlitwie odczytali słowa Psalmu: Małżonka twoja jak płodny szczep winny we wnętrzu twojego domu. Synowie twoi jak sadzonki oliwki dokoła twojego stołu.
– To słowo nam nie dawało spokoju, modliliśmy się – bo czwórka dzieci, to już konieczny większy samochód, który dużo kosztuje. Mamy niespełna 60-metrowe mieszkanie, w którym z trójką się mieściliśmy, ale jak będzie przy czwartym dziecku? - opowiadała Renata.
Kiedy mamy słuchały, dzieci mogły bawić się w przygotowanym dla nich miejscu
Urszula Rogólska /Foto Gość
Czwarte dzieciątko Reni i Krzysztofa poczęło się i zmarło… Wtedy konsternacja – czy dobrze rozeznali? Wkrótce, bez planów, poczęła się Dorotka. I… znalazły się pieniądze na samochód. Na zmianę mieszkania trzeba było trochę poczekać.
Po jednej z wrześniowych pielgrzymek rodzin do Kalwarii Zebrzydowskiej i rozmowie z nieznajomym mężczyzną, który sam z siebie zaproponował, że będzie się modlił o syna dla rodziny, począł się Pawełek. Nowy dom stał się już nieodzowny. Bez żadnych widoków finansowych, rodzina zaczęła szturm do specjalisty - św. Józefa. Po trzech latach pojawiła się szansa oszczędności – 500+. Z pomocą rodziny, powstał dom!
– Nie pracuję zawodowo, zajmuję się wychowaniem dzieci i domem - dodała Renata. - Taką decyzję podjęliśmy z mężem. Pan Bóg nam błogosławi i przyznaje się do tej decyzji. Mąż zawsze miał pracę i to, co potrzebne, mamy.
Renia przyznała, że macierzyństwo odziera kobietę z pychy i egoizmu. Przez pierwsze miesiące mama musi być w stu procentach dla dziecka, ale czas ten przynosi też wiele radości: pierwsze kroki, pierwsze: "Mamo, kocham cię. – Macierzyństwo uczy postawy sługi – mówiła Renata, dodając, jak ważna dla niej jest systematyczna modlitwa za dzieci w róży różańcowej rodziców za dzieci. – Do pewnego momentu czuwamy nad nimi, ale z czasem mamy na dzieci coraz mniejszy wpływ. A Maryja jest z nimi w każdej chwili życia...
Podczas wielkopostnego dnia skupienia dla mam małych dzieci w Bielsku-Białej
Urszula Rogólska /Foto Gość
Mówiąc o roli Maryi w swoim życiu, Ewa Lejawka, mama trzech chłopców, w tym dwóch bliźniaków, opowiadała o obrazku, który kiedyś widziała – przy biurku św. Maksymiliana, obok sterty papierów, w centralnym miejscu na półeczce stała figurka Matki Bożej. – Tak pomyślałam – w centralnym miejscu swojej pracy miał Maryję. Pomyślałam, że moim miejscem pracy jest głównie kuchnia. Postawiłam sobie obok kuchenki małą figurkę. Często na nią patrzę i myślę o tym, żeby mój dom był domem świętej rodziny, a nie rodziny zdenerwowanej, smutnej, zmęczonej. I jeszcze taka myśl z wczoraj: Maryja była osobą, która żyła tu i teraz. Nie rozpamiętywała przeszłości, nie zamartwiała się przyszłością, choć wiedziała, że Jej Syn zginie. I to Jej tu i teraz jest dla mnie wyzwaniem…
Wiele mam przyszło z niemowlakami
Urszula Rogólska /Foto Gość
Mamą czterech synów i jednej córeczki w niebie jest także Dorota Oczko – od 15 lat żona. – Chcę powiedzieć o dwóch rzeczach, które mi pomogły ustawić moje macierzyństwo – mówiła. – Jacek Pulikowski powiedział kiedyś, że kiedy urodzi się pierwsze dziecko, to mama powinna nad łóżeczkiem powiesić karteczkę: Dla mnie ważniejszy od mojego dziecka jest mój mąż. Dziecko kochamy zawsze z oczywistych względów, o miłość do męża trzeba zadbać…
Drugą sprawą, o jakiej mówiła Dorota, są cztery czynniki potrzebne dziecku do dobrego wzrostu: miłość Pana Boga, miłość mamy, miłość ojca i miłość między małżonkami. - Kiedy podejmowaliśmy decyzję o dzieciach, braliśmy pod uwagę to, że nie możemy sobie pozwolić na dużo dzieci, bo to kosztuje, bo będą potrzebne pieniądze na ich wykształcenie. I wtedy uświadomiłam sobie, że w naszym domu są te cztery miłości, więc możemy mieć więcej dzieci, bo to co konieczne, znajdą tutaj. Przy śmierci Marysi, kiedy byłam w ciąży, uświadomiłam sobie jeszcze coś. Chociaż ja tutaj, na ziemi bardzo cierpię, to wiem, że Pan Bóg się moim dzieckiem opiekuje, że ona jest Jego. Tu, na ziemi mamy dzieci przez krótką chwilę – one cały czas należą do Niego. Pan Bóg nam je przekazuje na kilka, kilkanaście lat. Jestem Mu wdzięczna, że mogę wychowywać Jego dzieci…
Na zakończenie spotkania panie z Klubu Mamy zaprosiły wszystkich na cotygodniowe spotkania – w środy od 10.00 do 12.00 w salce parafii św. Pawła: - Najczęściej w domu jesteśmy tylko z dziećmi. Dobrze jest wyjść, spotkać się z dorosłymi, z innymi kobietami - na warsztatach, rozmowach. Każda z nas jest mamą. Choć mamy dzieci w różnym wieku, wszystkie są w wieku przed przedszkolnym – to dla nas możliwość aktywizacji, a dla naszych dzieci – szansa przystosowanie się do przyszłych zajęć w grupie. Zapraszamy!