Na początek parę myśli tak ad hoc, sprowokowanych pierwszą niehandlową niedzielą. Najpierw przykuła moją uwagę pierwsza strona piątkowego wydania Dziennika Zachodniego z olbrzymim znakiem zakazu na wzór drogowego tyle tylko, że z przekreślonym sklepowym wózkiem i aż bijącym w oczy tytułem: Co zrobić z rodziną, gdy sklepy zamknięte. Fakt, że sam artykuł zawierał sporo podpowiedzi, jak i gdzie spędzić pierwszą niehandlową niedzielę, nie mniej jednak sam jego tytuł w moim odczuciu był porażająco - przerażający.
Proszę go posłuchać raz jeszcze: Co zrobić z rodziną, gdy sklepy zamknięte. Innymi słowy, wyglądałoby na to, że naszą rodzinność wypełniają już tylko sklepowe wózki i to tak bardzo, że ich brak spowoduje swoistą bezradność i nie lada problem, bo nie będzie co zrobić z rodziną. Jeśli tak jest, to znaczy, że na powrót trzeba nam się uczyć bezsklepowej rodzinności.
I przy tej też okazji jeszcze jedna myśl. Muszę przyznać, że czegoś w tej naszej obywatelskości nie rozumiem. Został ustanowiony jakiś zakaz, jakaś zasada, jakaś norma zachowania i nie zaczął ono jeszcze na dobre obowiązywać, nie zdążyliśmy nawet doświadczyć go na własnej skórze, a my już kombinujemy i wymyślamy sposoby, jakby go tu ominąć, co by tu zrobić, żeby nie musieć się do niego zastosować. Myślę sobie, że Wielki Post to dobra okazja, żeby na takie postawy z góry zakładające omijanie i unikanie przestrzegania zasad i norm popatrzeć od strony etyczno – moralnej. A swoją drogą ciekaw jestem, jak na takie zachowanie patrzą i jak je oceniają świeccy etycy i religijni moraliści?
Po ostatnim felietonie jeden ze stałych słuchaczy i odbiorców moich felietonów napisał mi tak: Internet jest ciekawym przykładem wynalazku, który mając niezmierzoną liczbę zalet (próżno by je wymieniać i zliczać), obrócił się jednocześnie przeciwko człowiekowi. Nie chodzi przy tym jedynie o falę zalewającego go "hejtu", lecz także o zjawisko, zwane z angielska "fake news". Nigdy jeszcze media, a w tym przypadku portale internetowe, nie zalewały świata taką ilością kłamstwa.
Bardzo dziękuję za ten głos, a właściwie za podpowiedź i zwrócenie uwagi na to coraz powszechniej obecne zjawisko „fake newsa”. Jak mówi definicja jest to forma przekazywania informacji, która opiera się na celowej dezinformacji lub oszustwie (…) Informacje te są pisane i publikowane w celu wprowadzenia w błąd, albo w celu uzyskania finansowych lub politycznych korzyści. Często stosują chwytliwe nagłówki w celu zwrócenia możliwie dużej uwagi. Innymi słowy „fake newsy” to nic innego jak fałszywe informacje wprowadzone do obiegu medialnego by szokować i wywoływać skandal.
Papież Franciszek podpowiada nam, że skuteczność fake newsów wynika przede wszystkim z ich charakteru mimetycznego, to jest zdolności, by wydawały się prawdopodobnymi. Po drugie, wiadomości te fałszywe, ale prawdopodobne, są podchwytliwe, w tym sensie, że potrafią przyciągać uwagę adresatów, opierając się na stereotypach i uprzedzeniach rozpowszechnionych w strukturze społecznej, wykorzystując emocje, które można łatwo i niezwłocznie rozbudzić, takie jak lęk, pogarda, gniew i frustracja. Ich rozpowszechnienie może liczyć na manipulacyjne wykorzystywanie sieci społecznościowych oraz logiki, która gwarantuje im funkcjonowanie: w ten sposób treści, chociaż pozbawione podstaw, zyskują taką widzialność, że nawet wiarygodnym zaprzeczeniom z trudem udaje się zredukować ich szkody.
I jeszcze to za Franciszkiem warto zacytować: Ciągłe skażenie oszukańczym językiem kończy się bowiem zaciemnieniem wnętrza człowieka. Dostojewski napisał coś niezwykłego w tym względzie: „Ten, kto łże przed samym sobą i słucha własnych łgarstw, doprowadza się do tego, że już żadnej prawdy ni w sobie, ni wokół siebie nie znajduje i traci w końcu szacunek do siebie i do innych. Nie szanując nikogo kochać przestaje, a żeby, nie znając miłości, zająć się czymś i rozerwać, oddaje się żądzom i prymitywnym rozkoszom i osiąga stan całkowitego zbydlęcenia w rozpuście swej, a wszystko to z łgarstwa względem innych ludzi i samego siebie” To z „Braci Karamazow”.
Prawda jest, że fake news nie jest tylko dzisiejszą przypadłością mediów, choć może dzięki nim stał się powszechniejszy i niezwykle popularny.
Dla pewnej ilustracji pewno ku zaskoczeniu przywołam teraz takiego fake newsa i to z dobrze nam znanej przypowieści o synu marnotrawnym: starszy mówi o swoim bracie tak: wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, choć wcześniej dowiedzieliśmy się, że roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie.
Prawdę mówiąc autorami fake newsów podobnych do tego, żeby zdyskredytować swojego bliźniego jesteśmy też i my sami, i to wcale nie rzadko, i też wcale nie od dziś, a do ich skuteczności nie potrzebujemy ani internetu, ani portali społecznościowych. Bez nich fake news też miał się dobrze.
Jednak ta powszechna obecność fake newsów, ich bez konsekwencyjne stosowanie w przestrzeni medialno sieciowej niesie niepowetowane straty. Po pierwsze, przez stałe dyskredytowanie bliźniego, przedstawia go, jako wroga, aż po jego demonizację. A po drugie, zupełnie zaciemnia, nawet eliminuje odpowiedzialność etyczno moralną tak autorów, jak i rozpowszechniających fake newsy. Nie wiem, czy teza nie jest zbyt daleko idąca, ale kto wie, czy nie zbudowaliśmy już cywilizacji, jeśli jeszcze nie kłamstwa, to daleko już idącej zgody na kłamstwo?
Tu bardzo nam się kłania przestrzeganie, albo raczej nie przestrzeganie VIII Bożego przykazania: Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.
Tylko, czy ktoś jeszcze o nim pamięta i nim się przejmuje? A może jednak nie byłoby głupim popatrzeć na tworzenie i rozpowszechnianie fake newsów w kategorii grzechu?