Oto dzisiaj wspominamy bowiem św. Franciszkę Rzymiankę, bogato urodzoną Włoszkę z arystokratycznej rodziny
Św. Franciszka Rzymianka brewiarz.pl Jest dobrze wtedy, gdy jest dobrze. A czy jest źle wtedy, gdy jest źle? Zanim państwo potakująco skiniecie głowami w odpowiedzi, jedna mała uwaga. A właściwie rozwinięcie tego pozornego pleonazmu czyli mówiąc po ludzku maślanego masła. Czy naprawdę uważacie państwo, że w tym co trudne, niemiłe, złe po prostu nie znajdzie się choćby zalążek dobra? Czy jeśli przyjmujemy z rąk Boga rzeczy dobre, to ta sama zasada pełnego zaufania Stwórcy nie powinna odnosić się także do tego, co trudne, a co staje się naszym udziałem? I nie prowadzę tych rozważań w oderwaniu od życia. Oto dzisiaj wspominamy bowiem św. Franciszkę Rzymiankę, bogato urodzoną Włoszkę z arystokratycznej rodziny. Jej życie było godne pozazdroszczenia – dobry dom rodzinny, dobry małżonek, troje cudownych dzieci, w tym dwóch synów. Sama się nimi opiekowała i zajmowała ich wychowaniem, co w XIV wieku w bogatych domach było rzadkością. Zaopatrywała pobliskie kościoły w szaty i naczynia liturgiczne. Nie zapominała również o potrzebach swoich sąsiadów, dla których miała oprócz dobrego słowa zawsze konkretna pomoc. Z jej pomocy korzystali również ubodzy Rzymu, czyli miasta, do którego przeniosła się gdy wyszła za mąż. Chciało by się rzec, no anioł nie kobieta. Czy jednak, gdy dobra passa św. Franciszki Rzymianki zwyczajnie się skończyła, nadal pozostała uosobieniem Bożego posłańca? Czy gdy umarło dwoje z jej dzieci, gdy zrabowano doszczętnie jej pałac, bo w jakiejś lokalnej wojnie poparła papieża, gdy wygnano z miasta jej męża i dorosłego syna, gdy w końcu została na ulicy sama jedna jak palec, czy wtedy uśmiech dobroci wreszcie zniknął z jej twarzy? Nie. Dlatego ta kobieta wspominana jest właśnie dzisiaj jako święta. Co więcej, ona nadal robiła to co do tej pory – służyła bliźnim. Nie miała już co prawda wielkich finansowych środków, ale miała dla nich niezmiennie wielkie serce. Dała temu wyraz służąc z oddaniem chorym w czasie epidemii, która nawiedziła Rzym w 1414 roku. Także śmierć męża i ostatniego dziecka tuż po ich powrocie z wygnania, nie starła uśmiechu z jej twarzy. Nic dziwnego, że świadectwo niezłomnego życia tej kobiety przyciągało do niej naśladowczynie. Tak powstało stowarzyszenie Oblatek Benedyktynek z Góry Oliwnej. Św. Franciszka Rzymianka umarła 9 marca 1440 roku, mając 56 lat. Za życia była obdarzona niezwykłymi łaskami mistycznymi. Czy wiecie państwo jakimi? W nagrodę za bezgraniczne oddanie Pan Bóg nawiedził Franciszkę wizjami i darem ekstaz, zmysłem proroczym, mocą uzdrawiania, a nawet wskrzeszania umarłych. Jednak największym, niezwykle rzadkim przywilejem, jakim mogła się cieszyć św. Franciszka, było częste oglądanie przy sobie Anioła Stróża.