W miniony wtorek, na stronie Konferencji Episkopatu Polski ukazała się interesująca rozmowa z księdzem biskupem Andrzejem Czają. Rzecz dotyczy zjawiska pentekostalizmu i pentekostalizacji w Kościele.
To kolejny głos w dyskusji, która od pewnego czasu rozpala umysły i serca wiernych nad Wisłą – zwłaszcza tych zaangażowanych w rozmaite wspólnoty modlitewne, grupy charyzmatyczne i ruchy odnowy Kościoła. Czy grozi nam w Kościele pentekostalizacja?
Ksiądz Biskup przestrzega przed podejrzliwością i zachęca, aby mieć wrażliwe serca. Kwestia jest niewątpliwie złożona i bardzo delikatna, a samo zjawisko pentakostalizacji dość niejednoznaczne. Czym się charakteryzuje pentakostalizm? Biskup Czaja określa go jako „protestancki ruch religijny, który zrodził się na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych, w nurcie ewangelikalnego protestantyzmu. Ruch ten przyznaje centralne miejsce wydarzeniu Pięćdziesiątnicy, tajemnicy wylania Ducha Świętego na apostołów zgromadzonych w Jerozolimie; stąd nazwa: »ruch zielonoświątkowy« […]. Zgodnie z zasadami chrześcijaństwa ewangelikalnego, pentekostalizm przyznaje centralne miejsce Biblii, preferuje ofiarniczą interpretację krzyża, podkreśla znaczenie osobistego nawrócenia. Znamionuje go akcentowanie skuteczności Bożego działania, objawionego w świecie przez cuda, uzdrowienia, mówienie językami i proroctwa. Nade wszystko wartościuje doświadczenie i emocje. Nieufny wobec racjonalnego podejścia do wiary, nie jest specjalnie zainteresowany refleksją teologiczną i nie dba o jej rozwój”. W konsekwencji, jak zaznacza ks. bp Czaja, przez pentekostalizację rozumie się między innymi przenikanie zdeformowanego pentekostalizmu w tradycyjne Kościoły chrześcijańskie – „proces, którego skutkiem mogą być i są różne formy deformacji tożsamości wiary członków i wspólnot tychże Kościołów, zarówno w sferze jej wyznawania, jak i praktykowania, na poziomie liturgii, duchowości, pobożności”. Tyle definicja. Moim zdaniem kłopot polega głównie na właściwym rozeznaniu faktycznego kształtu tego zjawiska. Okazuje się bowiem, że, na przykład, pewne przejawy tak zwanego doświadczenia charyzmatycznego (chociażby mówienie językami czy proroctwa), kojarzone zazwyczaj z pentekostalizmem, występują także we wspólnotach mocno osadzonych w Kościele katolickim i w katolickiej duchowości, które ze zjawiskiem pentakostalizacji mają niewiele wspólnego. Zresztą, owo doświadczenie charyzmatyczne jest w Kościele katolickim doskonale znane i dobrze opisane – także w rozmaitych dokumentach, które nie postrzegają go, samego w sobie, jako zagrożenie. Gdzie tkwi zatem problem? Ks. bp. Czaja zaznacza, że „mamy do czynienia z procesem, który jest bardzo trudny do uchwycenia i zdiagnozowania […], a gorzkie tego owoce nie są nam jeszcze znane. Nie da się więc zastosować zasady: »po owocach poznacie ich« i wydać jednoznaczną opinię”. To ważne stwierdzenie. Łatwo bowiem, kierując się powierzchownymi obserwacjami, rozmaitymi uprzedzeniami, czy pochopnymi wnioskami, wydać piętnujący wyrok na wspólnoty, grupy bądź osoby, które korzystając z dynamicznych środków służących nowej ewangelizacji – w tym także z darów charyzmatycznych – nie tylko w niczym nie uchybiają wielowiekowej tradycji liturgicznej i duchowej Kościoła, ale także prowadzą swoich wiernych do pogłębionego przeżywania sakramentów, na czele z Eucharystią. Znam osobiście wiele takich wspólnot, także w katolickiej Odnowie w Duchu Świętym. Ks. bp. Czaja podkreśla w przeprowadzonej z nim rozmowie, że nie można nikogo piętnować, ani stygmatyzować; nie należy również wiązać zagrożenia pentekostalizacji wyłącznie ze środowiskiem odnowy charyzmatycznej. Nie można też podejrzewać każdej wspólnoty z tego środowiska o jakiś rodzaj deformacji i postulować, czy domagać się zastosowania wobec nich jakichś nadzwyczajnych środków ostrożności. Warto, abyśmy te słowa wzięli sobie mocno do serca.