Napisał mi ktoś: Muszę Cię zmartwić: jest gorzej niż piszesz. Coraz częściej (np. na Facebooku) nienawistne i chamskie komentarze są podpisane prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Ludzie nie wstydzą się już takich postaw, nie boją kary czy przynajmniej ostracyzmu społecznego.
I jeszcze inny głos: Ilość hejtu, jaki zalewa internet jest nieprawdopodobna. Nawet artykuły i informacje mówiące o nieszczęściach i śmierci są powodem drwin i złych emocji. Naprawdę zastanawiałam się, dlaczego tak jest i nie jestem w stanie sama sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Jeśli ja miałbym szukać odpowiedzi na to pytanie, czemu tak jest?, to powiedziałbym, że jest to skutek takiego swoistego społecznego upojenia samym sobą, własną racją i rosnącą pogardą dla bliźnich i co gorsza najczęściej nawet niespotkanych osobiście i realnie niewidzianych na oczy.
Nie wiem, czy nie przydałby nam się też taki Narodowy Program Językowego Otrzeźwienia. I nie mogę tu też nie zwrócić uwagi na etyczną i moralną stronę hejtu. Takie zachowania są po prostu grzechem. Innymi słowy czas najwyższy, a Wielki Post to dobra po temu okazja, żeby zacząć traktować takie zachowania tak właśnie.
I w tym kontekście przypomnę i zadedykuję nam, szkoda że dziś już zupełnie zapomnianą, piosenkę Jacka Kaczmarskiego do słów Nataniela Tenebauma:
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy.
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy.
Od nienawiści strzeż mnie Boże.
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro.
Którego nie wyrażą słowa.
Więc mnie od nienawiści obroń.
I od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz niech się ziścić.
Niechaj się wola Twoja stanie.
Ale zbaw mnie od nienawiści.
Ocal mnie od pogardy Panie.
A teraz chciałby jeszcze na chwilę przywołać koleją Ewangelię z wielkopostnej niedzieli. Zobaczyliśmy Pana Jezusa w gniewie, pełnego emocji. To przy okazji pokazuje prawdziwość i pełność Jego człowieczeństwa. Umie się śmiać, wzruszać, płakać, być stanowczym i wzburzonym.
Jego gniew sprowokował handel w świątyni. I na ten świątynny handel chciałbym teraz zwrócić nieco naszej uwagi.
W takim pierwszym, pobieżnym odbiorze może nam się wydawać, że ta Ewangelia nas, mnie nie dotyczy. A może jednak? Otóż handlarzem świątyni i w świątyni jest nie tylko ten, kto tam zarabia pieniądze, wykorzystuje świątynię dla dorobienia się honorów, zaszczytów, przywilejów, kościelnego wyróżnienia, czy akceptacji. Otóż taki świątynny handel uprawia każdy z nas, ilekroć korzysta ze świątyni, aby ubić jakiś interes z Panem Bogiem.
Czy nasza religijność nie jest już i to wcale nie przypadkiem mocno zmącona dość już społecznie powszechną logiką „coś za coś”? Pobożność za łaskę? Pielgrzymka za zdrowie? Post za wysłuchanie? A ofiarność za przebaczenie?
Jest też jeszcze inny rodzaj handlu nie tyle w świątyni, co świątynią. Co mam na myśli? Ano te wszystkie okoliczności, sytuacje, zachowania, nawet przepisy, w których używa się świątyni, Kościoła, jako stempla, pieczęci mającej społecznie je autoryzować. Myślę, że nie brakuje zdarzeń, w których autorytet świątyni jest używany, żeby nie powiedzieć nadużywany, dla celów zupełnie poza kościelnych i poza religijnych.
I jeszcze jeden świątynny motyw. Chrześcijaństwo chyba jako jedyne mówi, za św. Pawłem tak: Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście.
Mocne to słowa. Dobrze jednak je sobie przypomnieć, bo ta logika opłacalności, kto do czego może się przydać i w czym być przydatnym, a i też takiego zimno marketingowego patrzenia na siebie nawzajem skutecznie już podgryza, jeśli już nie podgryzła, nasze relacje, wzajemne kontakty i społeczne współżycie.
Może też czas już najwyższy, żeby zacząć odbudowywać świadomość własnej i bliźnich Bożej świątynności?