To urządzenie zapobiegać ma m.in. śmierci łóżeczkowej u noworodków. Opatentowali go rodzice trójki dzieci.
To wielofunkcyjne urządzenie - na które składają się: mały czujnik, coś w rodzaju lampki, czyli stacja bazowa oraz smartfon - pozwala m.in. kontrolować czynności oddechowe, w tym częstotliwość i siłę oddechu noworodków, a także puls i zmianę położenia ciała dziecka. Urządzenie stosować można również u dorosłych.
Monitor snu zaprojektowali i wykonali naukowcy z Wydziału Informatyki i Nauki o Materiałach Uniwersytetu Śląskiego. Wśród nich jest małżeństwo: dr Paweł i dr Małgorzata Janikowie, rodzice trójki dzieci, w tym bliźniaków.
- Podczas wczesnego rodzicielstwa rodzic bardzo przejmuje się tym, czy dziecko oddycha, i kontroluje jego sen. Wiem, ile z tym wiąże się stresu - przyznała dr Małgorzata Janik. - To urządzenie jest pomocne szczególnie w sytuacji, kiedy dziecko jest bardzo spokojne. Niektóre dzieci (tak jak nasz pierwszy syn) potrafią, mając kilka tygodni, przesypiać całą noc - dodała jako mama.
Jak działa monitor snu? W momencie, kiedy u dziecka lub dorosłego występują problemy z oddychaniem, lampka zmienia swoje kolory, kiedy następuje bezdech - świeci na czerwono i dodatkowo włącza się też alarm. Na aplikacji obsługiwanej na smartfonie za pomocą połączenia bluetooth wyświetlają się też informacje na temat oddechów dziecka na minutę, jego pulsu oraz pozycji, w jakiej leży.
Specjalny czujnik monitorujący sen umieszcza się na brzuchu osoby śpiącej. Do prezentacji urządzenia małżeństwo naukowców użyło misia, maskotkę swoich dzieci. System pozwala monitorować jednocześnie więcej niż jedną osobę. - Skąd taki pomysł? Ludzie od czasu do czasu mają więcej niż jedno dziecko w tym samym czasie - mówił ojciec bliźniaków.
Zaprojektowany monitor, poprzez kontrolę snu, ma zapobiegać m.in. zespołowi nagłej śmierci łóżeczkowej. Urządzenie służyć będzie mogło także jako lampka, ładowarka, budzik, wzmacniacz sygnału, a nawet monitor czystości powietrza. Nie wiadomo jeszcze, kiedy trafi na rynek.
Urządzenie monitoruje się za pomocą "lampki" i smartfona Joanna Juroszek /Foto Gość