O mocy słowa, brudzie, w jakim maczamy nasz język i uszy, skłonności do uprzedzeń, łatwych osądów i niecierpliwości mówili prelegenci wrocławskiej konferencji "Duch Pana Boga nade Mną".
– Gdy stwierdzam, że ja mam rację, a „oni” się mylą, przyznaję sobie prawo, by źle o „nich” mówić, by oczerniać, plotkować… Uznajemy również, że mamy prawo do ataku, gdy czujemy, że ktoś nas skrzywdził – mówił Ulf Ekman. Tymczasem biblijne teksty nie dają uzasadnienia do takiego używania mowy – do posługiwania się, pod wpływem okoliczności, językiem pozbawionym miłości. Czasem z „wielkiego ciasta Pisma św.” wybieramy sobie tylko określone wisienki, a ciasto trzeba zjeść całe.
Ulf zauważył, że wiele żalów i pretensji rodzi się, gdy czujemy, że w jakimś dziele nas pominięto, że jakby nie ma w nim miejsca na „mój dar”, na to, co ja mogę wnieść. Tymczasem dar, jeśli jest od Boga, „zrobi sobie miejsce” .– Nasz żal wynika często raczej z tego, że nie było gdzieś miejsca na moje ego, na pokazanie siebie – zauważył. – Jezus „przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli”. Gdyby reagował jak my, „wylądowałby” na ziemi i natychmiast, [obrażony] wróciłby do nieba. Jeśli Pan coś nam podarował, będzie to sprawdzane, będziemy przechodzić przez sądy, wrogość. To pokaże nie tyle, czy ja mam Ducha, ale czy Duch ma mnie.
U. Ekman mówił o skłonności do uprzedzeń i pychy, do przekreślania innych. Tymczasem drzewo, które wygląda na martwe, czasem wypuszcza zielone pędy, których na pierwszy rzut oka nie dostrzegamy. – Czasem nie widzisz tego, co powinieneś, bo ze względu na swój sposób myślenia masz taki filtr założony na oczy, że widzisz to, co chcesz – dodał, wspominając, jak sam spoglądał tak kiedyś na „stare Kościoły”, uznając je za prawie martwe. Bóg pokazał mu błąd, pokazał znaczenie obecnej w nich Tradycji pisanej z dużej litery. – Jeśli odetniesz się od historii, od korzeni, to uschniesz, nawet jeśli dziś kwitniesz – mówił. Przypomniał o swoim odkryciu Różańca („to jedno z największych odkryć w moim życiu”), a także znaczenia magisterium Kościoła, miłości do Kościoła jak do matki – jakakolwiek ona jest. Widząc w nim braki, trzeba zdobyć się na cierpliwość. – Nigdy nie widzisz rolnika, który krzyczy nad polem: „Szybciej, rośnij!”. Ziarno nie przejmie się takim wołaniem. Musisz czekać – podkreślał.
Ulf podzielił się wspomnieniem swojego szczególnego spotkania z s. Faustyną Kowalską i jej przesłaniem (a był to jeden z "kamyczków", które kruszyły jego dawne uprzedzenia wobec Kościoła katolickiego). – Byłem wtedy jeszcze protestanckim charyzmatykiem. Wszedłem do pewnej księgarni w USA, a tam dostrzegłem małą książeczkę, która jakby zaczęła „mrugać” do mnie: „przeczytaj mnie, przeczytaj”. Patrzę, na okładce widać zakonnicę – widok w Szwecji niespotykany. Odłożyłem książkę i odszedłem. Wróciłem jednak. Książka dalej „mruga”. Byłem w tej księgarni razem z protestanckimi znajomymi, przed którymi nie chciałem się przyznać do zainteresowań takimi publikacjami. Dopiero gdy wyszliśmy z księgarni powiedziałem im, że czegoś zapomniałem. Wróciłem i kupiłem książkę, schowawszy ją do torby. Kiedy czytałem ją potem w samolocie, płakałem. Bóg posłużył się tą książeczką [„Życie Faustyny Kowalskiej” autorstwa Sophii Michalenko], by otworzyć mi oczy na wiele spraw – wspomina. Chodziło o możliwość łączenia swojego cierpienia z cierpieniem Jezusa na krzyżu tak, by stawało się płodne dla Kościoła; modlitewnego „noszenia brzemienia” innych osób. To także postawa, która okazuje się owocna wobec dostrzeganych słabości ludzi wokół nas.
– Warto strzec swoich ust, ale także swoich uszu – dodał Andrzej Sionek, tłumacząc że czasem trzeba przerwać czyjeś plotkowanie, oczernianie, obmawianie. – Bywa, że trzeba by powiedzieć, za przeproszeniem: „Bracie, nie wkładaj moich uszu do kibla”… Powiedzmy także członkom naszej wspólnoty: „Jeśli kiedykolwiek będę miał coś przeciw tobie, to ty będziesz osobą, która dowie się o tym jako pierwsza”.
A. Sionek radzi, by pamiętać, że Bóg przyszedł do nas w ciele. I dziś muszą współistnieć w Kościele wymiar instytucjonalny, „zewnętrzny”, i charyzmatyczny – który aktualizuje w konkretnym momencie to, co ponadczasowe. Wymaga on rozeznania – które bywa bolesne, prowadzi przez próby, oskarżenia.
Podkreślił, jak wielkim złem jest podział Kościoła. – Nie można mylić podziałów z różnorodnością pochodzącą od Boga. Ta druga jest dziełem Ducha Świętego, wypływa z jedności. Umożliwia cieszenie się sobą nawzajem bez porównywania się, bez ducha współzawodnictwa – mówił. – A my czasem „pod maską” skrywamy duchową zazdrość. Mamy poczucie, że skoro brat obok mnie zostanie namaszczony przez Boga, obdarowany, to dla mnie mniej tych darów zostanie… To fałsz.
Andrzej wspomniał konieczność bratniej korekty wewnątrz wspólnoty Kościoła – korekty, którą winniśmy przyjmować z wdzięcznością, a nawet jej oczekiwać. Okazuje się to jednak bardzo trudne.
Wątek ten podjął Marcin Jakimowicz, prowadząc panel z udziałem U. Ekmana, A. Sionka, o. Norberta Oczkowskiego OP, Ewy i Marcina Widerów z Fundacji 24/7 (więcej wkrótce). Konferencja zakończyła się Mszą św. pod przewodnictwem bp. Jacka Kicińskiego, z udziałem bp. Andrzeja Siemieniewskiego.