"Ja sam wierzę mocno, że państwo, którego wszyscy obywatele byliby harcerzami, byłoby najpotężniejszym ze wszystkich"
Bł. Stefan Wincenty Frelichowski brewiarz.pl Czy był, jak to się dzisiaj mówi, fit? Uprawiał ekstremalne sporty? A może wyróżniał się na tle innych niezwykłą posturą i siłą? Nie. A jednak dokonał rzeczy niezwykłej. Przeżył w rzeczywistości kolejnych koncentracyjnych obozów niemal całą wojnę. Począwszy od 17 października 1939 roku. Tak. Dzisiejszy patron spędził za życia 6 lat w piekle i piekło to nie pochłonęło go. Jakby pieczętując swoją bezradność odebrało więc mu życie 23 lutego roku 1945, na dzień przed wyzwoleniem KL Dachau. Kim jest człowiek, który choć po ludzku zniszczony odszedł po nagrodę w niebie? Urodził się w Chełmży w 1913 roku. Był taki sam jak inni chłopcy z dwudziestolecia międzywojennego. Gdyby szukać w jego życiorysie czegoś charakterystycznego, to byłoby to harcerstwo, któremu oddał całe swoje młodzieńcze serce. W marcu 1927 roku wstąpił do 24. Pomorskiej Drużyny Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego. Szybko został drużynowym. W swoim pamiętniku tak pisał o swojej pasji : "(harcerska) drużyna (mogłaby dawać) swym członkom coś więcej niż samą karność i trochę wiedzy polowej i przyjemne obozy, (…) dawałaby im pełne wychowanie obywatela znającego dobrze swoje obowiązki dla Ojczyzny. Ja sam wierzę mocno, że państwo, którego wszyscy obywatele byliby harcerzami, byłoby najpotężniejszym ze wszystkich". Już w tych kilku słowach nastolatka do głosu dochodzi prawdziwy wewnętrzny ogień, który sprawił, że wspominamy go dzisiaj jako wyniesionego do chwały ołtarzy. Co prawda z czasem bohater naszej dzisiejszej historii odkrył, że jeszcze większa miłością niż harcerstwo, darzy Boga i to jemu chce służyć w pełni. Ale ani w seminarium, ani po święceniach w roku 1937 nie zapomniał o środowisku, z którego wyrósł. Było wręcz przeciwnie, te dwie wielkie miłości - Chrystus i harcerstwo – sprawiały, że nie sposób było nie dostrzegać tego młodego kapłana. Nic dziwnego, że zaraz po zajęciu Polski przez wojska niemieckie aresztowało go gestapo. Jednak jeśli oficerowie tajnej policji liczyli na to, że więzienie i kolejne obozy zduszą ten wewnętrzny ogień, to byli w błędzie. Dzisiejszy patron w każdym miejscu swojego odosobnienia rozpalał kolejne serca strapionych, złamanych i cierpiących współwięźniów. Organizował konspiracyjne Msze św., spowiadał, a także sakramentalnie służył chorym na tyfus, przekradając się do ich baraków wraz ze zwerbowanymi ochotnikami. Choć zmarł wycieńczony w przeddzień wyzwolenia obozu to do końca pozostał silny. Swoją moc czerpał bowiem z Bożego Serca. Czy wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy? Błogosławionego Stefana Wincentego Frelichowskiego, prezbitera, męczennika , patrona harcerstwa polskiego.