Rozpoczął się Wielki Post – czas wewnętrznej przemiany i nawrócenia. Przed nami pierwsza niedziela i czytania liturgiczne – zwłaszcza Ewangelia – które wprowadzają nas w klimat tego, co przez najbliższe tygodnie powinno stać się naszym udziałem: wyrzucenie na pustynię, w pogłębione doświadczenie śmierci i w perspektywę nowego życia.
Nieprzypadkowo mówię o „wyrzuceniu”. Niedzielne czytanie z Ewangelii według św. Marka zacznie się słowami: „Duch wyprowadził Jezusa na pustynię”. W rzeczywistości jednak, słowo ekballei, które występuje w greckim oryginale Ewangelii, znaczy dosłownie: wyrzuca. Duch Boży wyrzuca więc Jezusa na pustynię, aby w ten sposób przygotować Go duchowo do podjęcia misji, którą ma wypełnić – do głoszenia bliskości królestwa Bożego. Dlaczego na pustynię? Dokładniej – na pustkowie [greckie eremon], w takim bowiem miejscu miał przebywał Jezus. Czym jest to pustkowie? To miejsce święte i zarazem straszne, przestrzeń objawiania się Boga i demonicznego kuszenia, strefa śmierci, a jednocześnie – nowego życia. Taki właśnie powinien być dla nas Wielki Post. Nie chodzi przecież o to, abyśmy po raz kolejny nie jedli cukierków lub odmówili sobie dobrej kawy. To ważne – jak i wszystkie inne wielkopostne postanowienia. Ważne jednak o tyle, o ile odsyłają nas w głąb tajemnicy krzyża i zmartwychwstania. Jezus na pustkowiu przygotowuje się na śmierć, aby przeprowadzić nas przez nią do życia. Zwycięża w duchowej walce demony – te same, które i my musimy pokonać, aby nie dać się zwieść i sprowadzić na manowce z drogi zbawienia. O jakie zwodzenie chodzi? Jest ich wiele i pewnej części owych zwodzeń nierzadko ulegamy. Jednym z nich jest zwodzenie przeciwko śmierci. Tak, tak, Szanowni Państwo, nie pomyliłem się. Droga nowego życia, na którą wprowadza nas Wielki Post, konfrontuje nas ze śmiercią. I nie chodzi tylko o śmierć Jezusa, ale także o naszą własną śmierć, której tak bardzo się boimy i od której uciekamy, lękając się stanąć naprzeciw niej. „Od nagłej, a niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie” – tak brzmi polska wersja łacińskich suplikacji – hymnu, który w naszej tradycji kościelnej śpiewany jest przede wszystkim w trakcie uroczystości pogrzebowych, mszy za dusze zmarłych, a także w intencji ochrony przed klęskami żywiołowymi. Czym jest owa nagła, a niespodziewana śmierć? Należy przypuszczać, że chodzi o taką śmierć, która przytrafia się człowiekowi znienacka, często wówczas, gdy jest jeszcze w pełni sił, przerywając nagle jego życie. Boimy się takiej śmierci i chcielibyśmy jej uniknąć. Jesteśmy w stanie zrobić dosłownie wszystko, aby utrzymać się przy życiu, aby przedłużyć je choćby o kilka lat, aby nie odejść zbyt szybko. Jaką mamy jednak alternatywę? Na pewno nie rozciągniętą w czasie, bolesną agonię, poprzedzoną długotrwałą chorobą i cierpieniem. Takiej śmierci nie chcemy jeszcze bardziej i często nie wyobrażamy sobie, jak moglibyśmy ją znieść. O co więc się modlimy? Z grubsza rzecz ujmując można uznać, że chodzi nam o dobrą śmierć, czyli taką, na którą będziemy gotowi. Jeżeli jednak tak jest rzeczywiście, to nie mamy wyjścia – musimy wyjść na pustkowie. U progu Wielkiego Postu, Jezus uczy nas, jak przygotować się na śmierć. W rzeczywistości chodzi przecież o fascynację życiem, co więcej – o jego pełne, doskonałe posiadanie. Ucieczka przed tematem śmierci, to ucieczka przed perspektywą życia, to zamienianie chwały wieczności na jej nędzne, doczesne namiastki. U progu Wielkiego Postu pamiętajmy więc skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. I dajmy się wyrzucić na pustkowie.