W Niemczech coraz bliżej powołania kolejnego rządu wielkiej koalicji CDU-CSU-SPD. Dobra wiadomość? Zwolennik Stanów Zjednoczonych Europy nie wejdzie do nowego gabinetu.
Wygląda na to, że przez kolejne lata w Niemczech będzie rządzić koalicja socjaldemokratów z chadekami. Wydawać by się mogło, że wszystko zostaje po staremu. W końcu nadal panować będzie Angela Merkel. Ale teraz jest inaczej niż 4, 8 i 12 lat temu. Z porozumienia koalicyjnego są dużo mniej zadowoleni zarówno członkowie CDU, jak i SPD. W tej drugiej partii musi odbyć się jeszcze referendum w sprawie jej udziału w rządzeniu. I jego wyniki nie są wcale pewne. Pewną wydaje się być jedna rzecz – obecna kadencja jest ostatnią dla Merkel w fotelu kanclerza. Ale ta kadencja może być kluczowa dla przyszłości nie tylko Niemiec, ale i całej Europy.
Kluczowy będzie stosunek nowego rządu do pomysłów reformy Unii Europejskiej, formułowanych ustami Emmanuela Macrona. Francuski prezydent chciałby pogłębienia integracji, opartego na olbrzymich transferach niemieckich pieniędzy do pogrążonych w kryzysie krajów południa Europy. Wydawało się, że powstanie wielkiej koalicji będzie wielkim prezentem dla Macrona. Tym bardziej, że Angela Merkel musiała pójść na olbrzymie ustępstwa wobec bardziej proeuropejskiej SPD. Socjaldemokraci otrzymać mają m.in. ministerstwa finansów i spraw zagranicznych. Czyli kluczowe resorty dla Unii Europejskiej. Szefem MSZ miał zostać Martin Schulz, zwolennik Stanów Zjednoczonych Europy.
Ratunek dla Europy przyszedł jednak z nieoczekiwanego miejsca. Na oddanie stanowiska szefa dyplomacji Shulzowi nie zgodziła się sama SPD. A tekę ministra finansów ma objąć Olaf Scholz. Socjaldemokratyczny polityk z Hamburga znany jest raczej z ostrożnego podejścia do wydawania pieniędzy niemieckich podatników. Raczej nie będzie zwolennikiem wydawania ostatniego eurocenta na budowę europejskiej federacji. Mimo to swoje niezadowolenie wobec ustępstw na rzecz socjaldemokratów zgłasza coraz więcej polityków chadeckich. A z drugiej strony powstanie wielkiej koalicji chce zablokować młodzieżówka SPD.
Wygląda na to, że nowy rząd, jak bardzo ambitnych nie miałby planów, będzie jednak ograniczany przez doły partyjne. I bardzo dobrze. Pomysły budowania jakiejś formy Stanów Zjednoczonych Europy wychodzą z kręgów oderwanych od swoich narodów. Przykładem jest właśnie Martin Schulz, który większość swojego politycznego życia spędził w Parlamencie Europejskim. Na szczęście jego partyjni koledzy, będący bliżej niemieckiego wyborcy, pokazali byłemu szefowi Europarlamentu gdzie jego miejsce. I wygląda na to, że jest to miejsce szeregowego posła Bundestagu.
Niechęć ze strony Niemców do pomysłów Macrona ma jak najbardziej wydźwięk egoistyczny. Francuskie pomysły mogłyby po prostu kosztować zbyt wiele niemieckiego podatnika. Ale ten egoizm może paradoksalnie uratować współpracę europejską. Po kryzysie w strefie euro oczywisty wydaje się fakt, że unia monetarna nie może istnieć bez unii politycznej. Niektórzy wyszli jednak z błędnego założenia, że Europie potrzebna jest unia polityczna. A naszemu kontynentowi potrzebna jest rezygnacja ze wspólnej waluty. Klucz do tego leży w Berlinie. Sprawą tą zajmie się pewnie jednak już kanclerz, który nastąpi po Angeli Merkel.