„Mówię wam szczerze i otwarcie: kocham Chiny i Chińczyków i jestem gotów umrzeć dla nich.
Św. Józef Freinademetz brewiarz.pl „Mówię wam szczerze i otwarcie: kocham Chiny i Chińczyków i jestem gotów umrzeć dla nich. Powrót do Europy oznaczałby teraz największą ofiarę, jakiej można by ode mnie zażądać. Kiedy nie mam już tak wielkich trudności z językiem i kiedy znam już ten lud i jego sposób życia, Chiny stały się moją ojczyzną i polem bitwy, na którym chciałbym kiedyś polec.” To słowa dzisiejszego patrona. Człowieka, którego największym pragnieniem serca było służyć Bogu. Urodził się we włoskich Dolomitach w połowie XIX wieku. Gdy miał lat 10 został posłany do szkoły. W wieku 20-tu wstąpił do miejscowego seminarium. I kiedy już był pewien, że znalazł swoje miejsce miejsce na ziemi, wtedy w życiu tego młodego kapłana pojawił się św. Arnold Janssen, założyciel Zgromadzenia Słowa Bożego - Misjonarzy Werbistów. O tym jak wielka rewolucja dokonała się wtedy w duszy dzisiejszego patrona najlepiej świadczą słowa, które czytamy w liście do rodziców : „Jeżeli dacie mi zezwolenie na wyjazd na misje do pracy wśród pogan, będę bardzo zadowolony, jeśli nie, i tak muszę jechać, choćbym miał uratować jedną tylko duszę”. I tak w marcu 1879 roku, mając zaledwie 27 lat, bohater naszej dzisiejszej historii wyjechał do Chin. Najpierw przez dwa lata uczył się w Hongkongu języka i posługiwał miejscowym chrześcijanom. Po tym czasie wyjechał do liczącej 12 milionów mieszkańców prowincji Południowego Szantungu. Zamieszkał w prymitywnej, glinianej chacie w Puoli, opiekując się w sumie... 158 chrześcijanami. Jednak nie o liczby tutaj chodzi, bo te z czasem uległy zmianie - z półtorej setki parafian zrobiło się 700 ochrzczonych i 2000 katechumenów. To natomiast, co pozostało niezmienne, co przyciągało do dzisiejszego patrona coraz to nowe rzesze niewierzących i co sprawiło, że dzisiaj o nim mówimy – to streszcza się w nowym imieniu, jakie nadano mu, gdy trafił do Chin. „Fu Shenfu”, czyli „Szczęśliwy kapłan”. Szczęśliwy, kiedy sytuacja bytowa na misjach stawała się trudna. Szczęśliwy, gdy nie opuszcza swoich parafian w czasie powstania bokserów. Szczęśliwy, ponieważ może umrzeć niosąc pomoc tym, których ukochał. Dzisiejszy święty umarł w Chinach w styczniu 1908 roku na skutek tyfusu, którym zaraził się niosąc pomoc potrzebującym. „A zatem, twój los jest przesądzony: módl się, pracuj, cierp i wytrwaj. Całe twoje życie jest teraz dla ukochanych Chińczyków tak, abyś wtedy, gdy po wieczór twojego życia położysz się, mógł położyć się do snu obok i razem z twoimi wiernymi Chińczykami. Adieu!” Czy wiecie państwo kto tak o sobie napisał? To wspominany dzisiaj święty Józef Freinademetz, werbista.