- Wielka pokora, uśmiech na twarzy, młodzieńczy entuzjazm, chęć pomocy w najdrobniejszych sprawach - to wszystko promieniowało z Helenki z wielką mocą! - tak opisuje swoje spotkanie z Heleną Kmieć Dobrochna Martenka. Mija rok od śmierci wolontariuszki.
Młodą misjonarkę poznała kilka lat temu, kiedy wraz z grupą młodzieży Helena przyjechała do Poznania. – Miała wtedy zaledwie 19 lat, a tak pięknie świadczyła o Miłości – mówi D. Martenka.
– Helenka była wyjątkową, niezwykłą i boską kobietą – zapewnia z kolei Ewa Kamińska, która Helenę poznała na Salwatoriańskim Forum Młodych w Dobroszycach. Jak wspomina, ważny był dla niej drugi człowiek – nie tylko potrafiła z każdym porozmawiać, ale też „podejmując codzienne działania zastanawiała się, co może dać drugiemu”.
Helenka poszła do nieba
O Helenie Kmieć cała Polska usłyszała w środę 25 stycznia 2017 r. Media obiegła wiadomość o zabójstwie młodej wolontariuszki prowadzonego przez księży salwatorianów Wolontariatu Misyjnego Salvator. Do Cochabamby pojechała na początku roku. 24 stycznia miała przemawiać podczas pierwszego dnia działalności ochronki dla dzieci, którą przygotowywały razem z drugą wolontariuszką Anitą Szuwald.
W nocy przed otwarciem, mimo otaczającego placówkę muru z kolcami i krat w oknach, na jej teren włamało się dwóch mężczyzn. Przez dach dostali się na patio, gdzie znajdowały się sypialnie wolontariuszek. Jeden z nich zaatakował Helenę nożem, zadając jej wiele ciosów.
Mimo udzielonej pomocy młoda kobieta zmarła. Niebawem, kilka przecznic dalej, policja zatrzymała włamywaczy. Rodzinie Heleny tragiczną informację przekazał bp Jan Zając – brat jej dziadka. – Pojechałem tam i powiedziałem: „Helenka poszła do nieba” – wspominał później. – Była Godzina Miłosierdzia. To wspólna modlitwa, łączność jej ofiary z Miłosierdziem, pomogły nam przejść przez te chwile tragedii, ale nie beznadziei – opowiadał.