Ipowątpiewali o Nim. [A On] dziwił się ich niedowiarstwu. Mk 6,3.6
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».
I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
To rodziło wielki ból w sercu Jezusa: Jego bliscy z rodzinnego miasta (sąsiedzi, znajomi, a może i krewni), „powątpiewali o Nim”. On sam „dziwił się ich niedowiarstwu”. Jako wspólnota Kościoła jesteśmy rodziną Pana. Szczególnie bliscy Jego sercu są księża, osoby konsekrowane, małżeństwa katolickie, rodziny chrześcijańskie, członkowie wspólnot kościelnych. Dlatego też źródłem wielkiego bólu Jezusa jest niedowiarstwo i powątpiewanie o Nim rodzące się w naszych kręgach: nasze zimne serca, lekceważenie spraw Bożych, rutyna w wierze. To prawda: wielu wrogów Kościoła atakuje naszą wiarę, wspólnotę i samego Pana Jezusa. Ale czy to nie my sprawiamy Mu większy ból? Bo czyż i nas nie boli bardziej brak zaufania ze strony najbliższych niż obcych?