Święty Franciszek Salezy, to wielka postać. Tak wielka, że w jego cieniu ukryła się dzisiejsza współpatronka. Spróbujmy oddać jej sprawiedliwość i wyciągnąć ją na światło dzienne.
Bł. Paula Gambara Costa brewiarz.pl Kościół wspomina dzisiaj giganta. Człowieka, który po górach szukał zagubionych ludzi. Który był dla nich prawdziwym duchowym ratownikiem, objaśniając im zawiłości świata. Wreszcie kogoś, kto próbując dostosować język i formę przekazu do swojego odbiorcy został ogłoszony patronem katolickich dziennikarzy. Święty Franciszek Salezy, jako się rzekło, to wielka postać. Tak wielka, że w jego cieniu ukryła się dzisiejsza współpatronka. Spróbujmy oddać jej sprawiedliwość i wyciągnąć ją na światło dzienne. Łatwo było o niej zapomnieć bo żyła 100 lat przed św. Franciszkiem. Urodziła się w 1473 roku na północy Włoch, w pobożnej rodzinie szlacheckiej. Nad jej rozwojem duchowym i edukacją czuwali franciszkanie. I trzeba przyznać, że ich nauka nie poszła w las – dzisiejsza patronka od młodości była podziwiana za piękno i głębię cnót chrześcijańskich. Cóż jednak z tego, gdy na tych cnotach zupełnie nie poznał się jej mąż, hrabia Ludwik Costa. Być może stało się tak dlatego, że wyszła za niego jako ledwie 12-letnia dziewczynka. Prawdopodobne jest także i to, że hrabia miał nieco zaburzony ogląd spraw damsko-męskich. W końcu od lat żył ze swoją kochanką. W tej sytuacji był w stanie zaakceptować jedynie taką wersję swojej małżonki, która nie kłuła go w oczy pobożnością. Gdy jednak ta młoda dziewczyna niezmiennie obstawała przy swoim irytacja męża wyraźnie się uzewnętrzniła. Zabronił żonie posługi franciszkańskiej tercjarki, utrudniał religijne praktyki, stawał na drodze podejmowanych dzieł charytatywnych, a gdy wszystkie te działania nie przynosiły skutku odwołał się do argumentu siły. Stało się w końcu tak, że jedynym co dzisiejsza patronka mogła robić było wychowywanie swojego jedynego dziecka, syna Jana Franciszka. Mogłaby w tej sytuacji zamknąć się w sobie i zgorzknieć? Mogłaby. Tymczasem ona to, co było jej udręką przekuła poprzez modlitwę i uczynki pokutne w prawdziwy duchowy oręż. O tym, jak skuteczna to była broń niech świadczy fakt, że gdy śmiertelnie zachorowała kochanka jej męża to nie kto inny, ale właśnie wspominana dzisiaj kobieta podjęła się opieki nad nią i przygotowała ją na odejście z tego świata. Dokładnie takiej samej opieki z jej strony doczekał także jej niewierny małżonek, gdy opuściły go siły. Był tym faktem tak zaskoczony, że nie dość, że się nawrócił, ale jeszcze do swojej śmierci próbował zadośćuczynić swojej żonie za lata uprzykrzania jej życia na wszystkie możliwe sposoby. Dokładnie za ćwierć wieku takiego traktowania. Żeby po takim czasie wykrzesać z siebie miłosierdzie, a nie słuszną zemstę... zaiste dzisiejsza patronka nie powinna być nam nieznana. Gdy jej mąż odszedł w końcu do wieczności ona nadal robiła to, co do tej pory. Zamiast skupiać się na sobie pomagała potrzebującym. Czy wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy obok św. Franciszka Salezego? To bł. Paula Gambara Costa.