Wczoraj wspominaliśmy św. Wincentego Pallottiego. Dzisiaj Kościół stawia nam przed oczami duchowego ucznia św. Wincentego
No i nie trzeba było długo czekać. Wczoraj wspominaliśmy św. Wincentego Pallottiego, prekursora wielkiej zmiany w Kościele, zmiany która w świeckim widziała współpracownika kapłana w dziele zbawienia. To było wczoraj. A dzisiaj Kościół stawia nam przed oczami duchowego ucznia św. Wincentego, spadkobiercę owej wielkiej zmiany, którą wprowadził w życie. Dzieli ich od siebie pół wieku i kilkaset kilometrów. Bo dzisiejszy patron urodził się w u progu XX wieku w Niemczech, dokładnie w Zagłębiu Ruhry. W wieku 14 lat, tuż po skończeniu podstawówki zaczął pracę w walcowni. Gdy miał lat 17 zjechał po raz pierwszy do kopalni. Ciężkie życie wciągnęło go w swoje tryby dokładnie tak, jak tysiące jemu podobnych. Jednak on nie pozwolił się tym trybom zmiażdżyć. I nie chodzi o to, że był jakimś rewolucjonistą albo, że jego psychiczna konstrukcja była nie do złamania przez codzienny kierat pracy w kopalni początku XX wieku. Nic z tych rzeczy. On po prostu nie udawał, że jest herosem. Swoją siłę widział jedynie w Bogu. To dlatego jako 19-latek zapisuje się do Związku Górników Chrześcijańskich, a dwa lata później staje się członkiem Stowarzyszenia Górników i Robotników św. Antoniego Padewskiego. Tam uczy się, że chrześcijańska solidarność jest silniejsza od wszelkich społecznych niesprawiedliwości. Tam zostaje w tym młodym górniku dostrzeżony talent do pisania. Stamtąd też trafia do redakcji chrześcijańskiego czasopisma "Górnik", wydawanego w Essen. W przeciągu kilku lat zostaje dyrektorem "Westdeutsche Arbeiterzeitung", najważniejszej gazety ruchu robotników chrześcijańskich w zachodnich Niemczech. Wydawana w nakładzie 170 tys. egzemplarzy gazeta jest solą w oku rosnących w siłę nazistów. A wszystko przez to, czego nauczał św. Wincenty Pallotti 70 lat wcześniej. Oto świeccy mogą, a nawet muszą być apostołami. Muszą otwarcie mówić o złu i o dobru. I mają być autentyczni w tym co mówią. Dzisiejszy patron dla chrześcijańskich robotników w Niemczech był autentyczny bez wątpienia. Znający ciężkie życie i trudy pracy w przemyśle. Mający na utrzymaniu liczną rodzinę. I nie zamykający oczu na potrzeby innych. Jego siła oddziaływania była tak duża, że gazeta, którą redagował została przez władze zamknięta w roku 1938, a on sam aresztowany i stracony. Jednak, żeby nie uczynić z niego męczennika robotników, naziści poczekali na solidny pretekst. Był nim nieudany zamach na Hitlera w roku 1944. To wtedy mogli pod pozorem praworządności rozprawić się ze wszystkimi, którzy sprzeciwiali się władzy. Tuż przed swoim straceniem 23 stycznia 1945 roku dzisiejszy patron na jedynym widzeniu powiedział swojej żonie : "Do zobaczenia w lepszym świecie. W niebie będę mógł zrobić więcej dla ciebie i dla dzieci niż na tym świecie". Czy wiecie państwo kto jest autorem tych słów?
Błogosławiony Mikołaj Gross.