W Panamie, dokąd wybierze się w 2019 roku reprezentacja młodych Polaków, przywita ich m.in. jedyny pracujący tam ksiądz z Polski.
Panama – to kraj kontrastów. Obok bogatych, luksusowych dzielnic, które znajdują się głównie w stolicy, egzystują małe, ubogie domki, które można zobaczyć już na jej obrzeżach. Ubóstwo dotyka głównie Indian.
W północnej części Panamy, na wybrzeżu atlantyckim, oddzielonej od reszty kraju wysokimi górami, mieszkają głównie Indianie Ngäbe i Bugle. Ci pierwsi zachowują dystans wobec Kościoła, ci drudzy – to katolicy.
– Indianie są bardzo dobrymi, nastawionymi pokojowo ludźmi. Charakterystyczna jest dla nich dbałość o czystość. Ciągle piorą w rzece. Kiedy zajeżdża się do ich wioski, zawsze wisi tam pełno prania – relacjonuje ksiądz Józef.
Kiedyś uczestniczył on w spotkaniu miejscowego biskupa z Indianami Bugle. Niektórzy szli na nie przez siedem godzin. – To bardzo biedni ludzie. Brakuje im praktycznie wszystkiego, ale gdy biskup zapytał, czego potrzebują, odpowiedzieli: „Monseñor, potrzebujemy Pisma świętego. I bardzo byśmy chcieli mieć dzwon w kaplicy”. Nie powiedzieli o żadnych innych potrzebach! A przecież mają ich tak wiele – mówi.
Ksiądz Józef dzieli się jeszcze jedną ciekawą obserwacją na temat Indian. – Tam mieszkają najszczęśliwsze dzieci, jakie w życiu spotkałem. Nie mają w ogóle komputerów i telefonów, więc bawią się razem. Kiedy do nich przyjeżdżam, cieszą się, że mogą wspólnie pośpiewać w kaplicy. Ta żywiołowa radość jest jedną z cech tutejszych mieszkańców – zauważa.
Kawa na wulkanie
Kilkadziesiąt kilometrów na południe od parafii księdza Józefa, wznosi się potężny, wygasły wulkan Boquete. Na jego rozległych zboczach dość dobrze rozwinęło się rolnictwo. U podstawy wulkanu ludzie uprawiają cytrusy, wyżej kawę, a jeszcze wyżej – gdzie nie jest już aż tak ciepło – można spotkać nawet jabłonie.