Są schorowani, niepełnosprawni i nieporadni. Sąsiedzi skrzyknęli się i organizują remont.
- Ojciec się utopił. Rok później mama dostała wylewu. Ze trzy lata już będzie. Zostaliśmy właściwie sami - mówi Łukasz i kreśli sytuację rodzinną: - Ciężko nam się żyje, bo Dorota i Paweł są chorzy, mają porażenie mózgowe. Ja mam epilepsję, straciłem pracę. Ale z renty i opieki nam jakoś wystarcza - zastrzega młody mężczyzna. Jest jeszcze jedna siostra. Samodzielna, układa sobie życie w Złotowie. Oni zostali w Pomiarkach, w połówce niewielkiego domu. Grzeczni, życzliwi i - choć dorośli - mentalnie jak dzieci. Niezaradni życiowo.
Dorota niewiele mówi, ale za to się szeroko uśmiecha. Cały dzień spędza w domu. Wprawdzie miejsce na Warsztatach Terapii Zajęciowej na nią czeka, ale nie ma kto wyprawić dziewczyny z domu rano. No to siedzi i się nudzi. Łukasz obiad zrobi, drzewa do pieca narąbie. Przyjdą koledzy, pogadają, na wieś wyjdą, chociaż chodzić to specjalnie nie ma dokąd.
- Jak ojciec żył, to jeszcze coś tu pomalował. Teraz to już nic nie robimy - Łukasz patrzy na czarne, okopcone ściany z łuszczącą się farbą. Ze starej kuchni stojącej w kącie niewielkiego pomieszczenia strasznie się dymiło. - Ale już jej nie używamy. Wodę grzejemy na kuchence gazowej - wyjaśnia.
Ciepła woda w kranie to luksus, o którym rodzeństwo nawet nie marzy, a jakoś umyć się trzeba. W misce, po kawałku, bo w domu nie ma ani łazienki, ani toalety.
- XXI wiek, a ludzie żyją tak, że aż się głupio robi. My się martwimy, że szkiełko w telefonie się potłukło, a tu zwykłej łazienki nie ma. Pomyśleliśmy, że trzeba coś zrobić, bo to przyzwoici, niepijący ludzie. Tyle że zupełnie niezaradni - wchodzi w słowo Wojtek Zając, młody sołtys z pobliskich Węgierc.
To do niego przyszli Bartek i Radek, koledzy Łukasza. - Zadzwonili, opowiedzieli, co jest. To zwołaliśmy paru kolegów - sołtys kiwa na stojącego obok Mariusza. Ten przytakuje: - Nie można tak zostawić ludzi. Potrzeba 10 tys. zł na materiały. To dużo i niedużo. Resztę załatwimy swoją pracą. Każdy przecież pomoże - mówi. Za chwilę pojawia się też Dawid, najbliższy sąsiad. - Trzeba im pomóc. Muszą mieć jakieś przyzwoite warunki, bo aż wstyd, że ktoś tak mieszka - przyznaje.
Priorytet to łazienka. Ale i reszta krzyczy o remont: butwiejąca, pozarywana podłoga, zagrzybione ściany. - W tym miejscu chcemy postawić kocioł centralnego ogrzewania. Dobrze by było, jakby trochę cywilizacji tu wprowadzić - wyjaśnia sołtys, pokazując na ledwo trzymającą się ściany kuchnię. Bo centralnego też rodzeństwo nie ma. Pokój ogrzewa piec kaflowy. Ochotnicza ekipa remontowa ma nadzieję, że już niedługo. Nowy-stary piec już czeka na zamontowanie. Wprawdzie jest z odzysku, ale jeszcze długo posłuży. Przyjechał z pobliskiego Piecewa.
- Tam niedawno spłonął doszczętnie dom. Zbieraliśmy dla pogorzelców pieniądze, chodziliśmy po domach i sprzedawaliśmy caritasowskie świece, żeby jakoś im pomóc. Oni dostali nowszy piec i stwierdzili, że ten chętnie przekażą. Mamy też grzejniki i bojler, potrzeba jeszcze wszystkich przyłączy - opowiada Wojtek.
Sołtys cieszy się, że wystarczyło dać impuls, by poruszyć ludzi. Ogłosili zbiórkę wśród sąsiadów. - Worek tynku, wiadro farby, co tam komu z własnego remontu zostało, to dał. Dwa okna są już wymienione, to też wymienimy - pokazuje na zupełnie zbutwiałe okno kuchenne. - Mamy też kuchenkę, pralkę i lodówkę, trochę mebli i wyposażenia, garnki, talerze. Wszystko od ludzi - dodaje.
Chłopaki chcą ruszyć z pracami jak najszybciej, ale potrzebują materiałów. Organizują charytatywną zabawę, żeby zebrać pieniądze. I liczą na dobrych ludzi. - Materiały budowlane wykończeniowe, framugi, drzwi wejściowe. Wszystko się przyda - wyliczają, prosząc o pomoc dla swoich sąsiadów.
Więcej informacji o tym, czego potrzeba do remontu domu rodzeństwa z Pomiarek można szukać na fanpage`u Sołectwo Węgierce.