Marchewkę chrupią koza Mikołaj, dwie (jeszcze bezimienne) owieczki i okazałe króliki belgijskie - Puszek i Pani Puszkowa, ziarno wydziobują rozkrzyczane gęsi i ozdobny drób.
Tuż przez tegorocznymi Świętami Bożego Narodzenia sprzed zabytkowego, drewnianego kościółka św. Barbary w Mikuszowicach Krakowskich zniknęła… kapliczka Matki Bożej. A właściwie nie tyle zniknęła, co została obudowana stajenką z zagrodami dla żywych zwierząt. Przy figurze Maryi stanął św. Józef, a przy nich, w żłóbku - Dzieciątko Jezus. Obok swoje miejsce znalazł klęcznik, by każdy mógł się spokojnie zatrzymać na modlitwę w klimacie… prawie takim jak w Betlejem! Bowiem wokół figur marchewkę chrupią: koza Mikołaj, dwie (jeszcze bezimienne) owieczki i dwa okazałe króliki belgijskie - Puszek i Pani Puszkowa - a ziarno wydziobują rozkrzyczane gęsi i ozdobny drób. Czasem też między zagrodami czmychnie plebański kocur, z ciekawością przyglądający się tłumom zwiedzających.
Po raz drugi mieszkańcy bielskiej parafii starali się odtworzyć w ten sposób choćby namiastkę atmosfery betlejemskiej nocy! Inicjatorem żywej szopki, powstałej z błogosławieństwem ks. proboszcza Grzegorza Klai, jest Piotr Pawicki.
Od lewej: inicjator szopki Piotr Pawicki, Jerzy Hernas i ks. proboszcz Grzegorz Klaja
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Pomysł zrodził się kilka lat temu z obserwacji żywej szopki w Strumieniu - imponującej! - a także z inspiracji żywej szopki w Mazańcowicach, rodzinnej parafii mojej mamy - mówi Piotr Pawicki. - Nie ukrywam, że troszkę żal mi było, że tam takie szopki są, a u nas nie! Bo uważam, że to dobry sposób na przeżycie Świąt. Odwiedzając tego rodzaju instalacje, człowiek inaczej podchodzi do tajemnicy Bożego Narodzenia, do tego w jakich warunkach Chrystus przyszedł na świat i jakie to musiało być niełatwe przeżycie dla Świętej Rodziny.
Najwięcej radości z żywej szopki mają najmłodsi!
Urszula Rogólska /Foto Gość
Od pomysłu, trzeba było przejść do realizacji - zaczęło się od stworzenia konstrukcji. W tym aspekcie Piotr mógł liczyć na inżynierską pomoc taty Zbigniewa. - A później poleciało już z górki - śmieje się pomysłodawca mikuszowickiej szopki. - Trzeba było zdobyć materiały budowlane, ogarnąć logistykę z ich transportem (tu wielkie podziękowania dla Dawida Błachuta, właściciela firmy "Laweta Bielsko", który nieodpłatnie poprzywoził nam wszystkie elementy, nawet te nośne, pięciometrowe), a także z pozyskaniem i przewozem zwierząt. Całość prac zabiera miesiąc, półtora. Zajmowałem się i koordynacją, i pracą fizyczną przy szopce, więc bez pomocy mojej żony Moniki, która wzięła na siebie wiele przedświątecznych obowiązków domowych, pewnie szopki w Mikuszowicach by nie było w tym roku. Przewidywaliśmy, że z pomocą kilkunastu parafian bezpośrednie prace potrwają przez dwie, trzy, soboty - po osiem godzin. Nie każdy jednak mógł się zaangażować. Na szczęście mogłem liczyć na pomoc taty i jego kolegów: Marka Barona i Władysława Mrowca, którzy pracowali także w tygodniu.
Stawianie szopki zaczęło się od montażu konstrukcji, obijania jej okorkami, wypełniania środka zastrzałami i ocieplania, by zwierzęta miały właściwą temperaturę nawet podczas mrozów.
Kiedy szopka już stała, można w niej było umieścić zwierzęta - dwa baranki wypożyczył pan Igor z Wilkowic, kozę z męskim imieniem Mikołaj, a także dwie kurki czubatki i gęsi - Agnieszka Magnes wiceprezes Parafialnego Klubu Sportowego "Barbara", a Piotr Pawicki przywiózł swoje dwa olbrzymie króliki i dwa gołębie.
W szopce nie mogło zabraknąć owieczek
Urszula Rogólska /Foto Gość
Szopka cieszy przede wszystkim dzieci, ale i dorosłych! - Największą radością dla mnie jest widok dzieci, które przychodzą tu z rodzicami i w ten sposób spędzają rodzinnie wolny czas - mówi Piotr Pawicki. - Mamy tylko jedną prośbę do wszystkich zwiedzających - żeby nie dokarmiać zwierząt. Dwa razy dziennie dostają świeżą paszę i wodę. Mają określoną dietę - jej zmiana może być dla nich bardzo szkodliwa. Wiemy, że to frajda dla dzieci - pokarmić zwierzęta - więc kiedy jesteśmy na miejscu, mamy przygotowaną marchewkę i pozwalamy na podawanie jej zwierzętom. Jednak prosimy, żeby nie robić tego samodzielnie, bez porozumienia z opiekunami.
Para rozgęganych gęsi cieszy się sympatią małych i dużych
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Ta szopka to wydarzenie, które pokazuje życie. A tam, gdzie jest życie, tam się coś dzieje. Wymagała ludzkiej integracji i ogromnego nakładu pracy. To budzi nadzieję, że może ci, którzy w życie parafii się jeszcze nie włączyli, zobaczą w takim działaniu szansę dla siebie - mówi ks. proboszcz Grzegorz Klaja i dodaje: - Takie przedsięwzięcia jak żywa szopka pozwalają lepiej zrozumieć tajemnicę Wcielenia, są jakąś formą dotarcia do istoty rzeczy. Przemawiają do ludzi, bo są przełożeniem tajemnicy na zrozumiały, współczesny język. W samej szopce ustawiliśmy klęcznik - by nie była ona jedynie folklorem, eventem, show, ale by skłaniała do modlitwy, do oddania czci Panu, który przyszedł.
Mikuszowicką szopkę można odwiedzać codziennie od ok. 8.00 (po porannej Mszy św. o 7.00) do 18.00 - do niedzieli 7 stycznia. Tego dnia po Mszy św. o 10.00 (a nie jak pierwotnie informowano o 11.30) parafia zaprasza na góralskie kolędowanie z kapelą "Straconka".