- Operatorka Ela mówi na planie: "posmaruję ci oczy takim czymś, będziesz płakał". Ja na to: "Daj spokój, nie chcę". Płakałem oryginalnie. Wspomnienia były prawdziwe - tak Wiesiek, kiedyś bezdomny, wspomina pracę przy filmie "Sie masz Wiktor".
Chodziło dokładnie o scenę wieczoru wigilijnego przeżywanego przez bezdomnych. Wiesław Pietrzak to jeden z aktorów zespołu filmowego Cinema Albert Production, który właśnie obchodził 12. rocznicę istnienia. Zespół działa przy Kole Wrocławskim Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta.
- Kiedyś piłem. Opuściłem dom. Przeżywałem takie święta bez rodziny, gdzieś u kolegów od kieliszka - mówi.
Gdy powstawał „Sie masz Wiktor”, Wiesiek już wynajmował mieszkanie, miał własny dach nad głową. Stosunkowo krótko był bezdomny, w sumie dwa i pół roku, ale pamięta dobrze „realia ulicy”.
- W filmie grani przez nas bezdomni przeżywają po swojemu wigilię. Dochodzą do wniosku, że chcą się „wyprostować”, zmienić życie. Gdy graliśmy to, wróciły wspomnienia. Przyszły autentyczne łzy. Nasze filmy są prawdziwe. My właściwie nie gramy, tylko jesteśmy sobą. Darek, kierownik, scenarzysta i reżyser, daje nam konspekt, żebyśmy wiedzieli o co chodzi w danej scenie, i mówi: „Gadajcie, co chcecie”. Spontanicznie tworzymy dialogi - mówi.
Mężczyzna - występujący m.in. w obrazach „Skopani”, „Człowiek, który morza nie widział” czy w „Moim Manhatanie” - zapewnia, że wspomnienia o tym, co było złe, też są potrzebne - żeby nie powielać błędów.
On sam już 18 lat żyje w trzeźwości. Pracuje. - Przez 14 lat pracowałem jako kucharz we wrocławskim schronisku na Bogedaina, teraz - w kuchni w ośrodku w Jugowicach, prowadzonym przez ks. Franciszka Głoda - mówi.
Stał się prawdziwym specjalistą w schroniskowym gotowaniu. Tu trzeba dobrze przemyśleć, jak przyrządzić smaczną i pożywną strawę z tego, co się ma. Schroniskowe zupy, treściwe i dobrze przyprawione, cieszą się dużym uznaniem.
Podczas obchodów 12-lecia Cinema Albert Production publiczność mogła zobaczyć dokument „Sfilmowani”, ukazujący kulisy pracy zespołu.
Oprócz szczerych łez, głębokich wzruszeń, nie brak i sytuacji komicznych. Na planie co rusz rozlegają się gromkie wybuchy śmiechu. - Poczucie humoru? Tak, ono jest, ale… wśród bezdomnych czy alkoholików bywa często przykrywką, która pozwala przysłonić to, co dzieje się w środku - uważa Wiesiek. - Nawet gdy ludzie są mocno uwikłani w alkohol, nie zatracają całkiem uczuć, mają chwile refleksji nad swoim życiem. Przychodzą wspomnienia, żal za tym, co się utraciło. Te śmiechy, żarty to maska…
Przytacza historie swoich kolegów. Wielu próbowało pozbierać się. Przestawali pić, potem znów nałóg brał górę, znów podejmowali walkę. I znów upadali.
Jeden niedawno zamarzł. Inny, po amputacji najpierw jednej, potem drugiej nogi, znalazł miejsce w domu opieki społeczne, gdzie niestety prawdopodobnie się zapił.
Inny, po okresie życia w trzeźwości, przygotowywał się do życia w zakonie, jako brat zakonny. Niestety, nałóg ożył. Odesłano go.
Nie jest łatwo wygrać ze sobą, ale i trudno wyjść z „szufladek”, do jakich wkładają nas ludzie. Wiesław był kiedyś w sklepie na jakiejś stacji benzynowej. Pan z obsługi spojrzał na niego i mówi: „Alkohol tylko taki mamy”. „Panie, ja nie chcę alkoholu, ja chcę totolotka wysłać!” – usłyszał. Sprzedawcę zamurowało.