Podczas tzw. Krwawej Wigilii w Ochotnicy Dolnej zamordowanych w okrutny sposób zostało 56 osób, w tym 19 dzieci.
Te szczególnie tragiczne wydarzenia miały miejsce tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 1944 roku. Nazwane zostały później Krwawą Wigilią.
22 grudnia 1944 r. do Ochotnicy Dolnej przybyli Niemcy, którzy w ramach tzw. akcji aprowizacyjnej rabowali wieś. Grupa sowieckich partyzantów zaatakowała niemieckich żołnierzy, zabijając dwóch z nich, w tym podoficera SS Bruno Kocha.
Następnego dnia z Krościenka przyjechało 6 samochodami ok. 200 esesmanów. Niemcy wpadali do domów, w bestialski sposób mordując ludzi, i podpalali gospodarstwa. – To było straszne. Miałem wtedy 13 lat – opowiadał nam Kazimierz Chlipała, jedyny żyjący świadek tych wydarzeń.
– Mój ojciec był na podwórku i usłyszał rozkazy Niemca: "Wszystko mordować i palić". Tato był w wojsku austriackim, więc rozumiał, co to znaczy. Kazał mnie i bratu uciekać do piwnicy oddalonej od domu jakieś 50 metrów. Brat miał 17 lat, był szybszy ode mnie, biegliśmy przez osiedle. Widzieliśmy, jak Niemcy wzięli dwóch sąsiadów, żeby pokazać im, gdzie leżą ciała pomordowanych. Ich także zastrzelili. Biegliśmy polną drogą. Kiedy nas spostrzegli, zaczęli do nas strzelać. Brat został ranny i się przewrócił – wspominał pan Kazimierz.
Kazimierz Chlipała jest chyba jedynym żyjącym świadkiem okrutnych wydarzeń sprzed 73 lat
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Przesiedział w piwnicy z rodzicami i siostrami 3 godziny, podczas których Niemcy zamordowali 56 osób, w tym 19 dzieci, niektóre żywcem wrzucając do ognia, i 21 kobiet. Spłonęły remiza strażacka, dom ludowy i 32 gospodarstwa.
W bestialski sposób esesmani zamordowali także brata pana Kazimierza. – Poprowadzili go jakieś 100 m w kierunku cmentarza. Miał obie ręce przebite bagnetem, urwane przyrodzenie, a kolbą dostał tak mocno w głowę, że roztrzaskali mu czaszkę, mózg leżał 5 m od niego – mówił pan Kazimierz.
– Kiedy sąsiad przyszedł nam powiedzieć, że Tadek leży zabity przy cmentarzu, moja mama zemdlała i przewróciła się na ziemię. Złożyliśmy go w prowizorycznym grobie urządzonym w spichlerzu, a w Szczepana cały kościół zastawiony był paczkami z ciałami – opowiadał o dniu, którego zapomnieć się nie da, jedyny żyjący dziś świadek Krwawej Wigilii w Ochotnicy.
Ofiary tej rzezi upamiętnia pomnik w Ochotnicy Dolnej, przedstawiający 20-letnią Marię Kawalec, która tuli do piersi swoje dziecko. Po zastrzeleniu jej męża, Maria wyskoczyła przez okno z synkiem na rękach. Pierwsza kula trafiła dziecko w czoło, a druga przeszyła łopatkę i szczękę matki, która przykucnęła pod wierzbą, a dziecka nie wypuściła z rąk, i tak zamarzła.