Jeżeli w kontekście zbliżających się świąt, Boża obecność w naszym życiu kojarzy nam się rodzinnie, milutko, wigilijnie - by tak rzec - to dzisiejsza patronka ma tę perspektywę znacząco rozszerzyć.
Jeżeli w kontekście zbliżających się świąt, Boża obecność w naszym życiu kojarzy nam się rodzinnie, milutko, wigilijnie - by tak rzec - to dzisiejsza patronka ma tę perspektywę znacząco rozszerzyć. Więcej nawet, ma pokazać coś wręcz odwrotnego. Oto Boża obecność nie jest umilaniem życia człowieka, tylko towarzyszeniem człowiekowi w trudach jego życia. Dlatego Dzieciątko rodzi się w grocie służącej za stajnię, a nie na zamku. I dlatego również życie dzisiejszej świętej przypomina bardziej dramat niż romantyczną komedię na święta. Zacznijmy od tego że przychodzi na świat w Kanadzie w roku 1701. Gdy ma siedem lat umiera jej tato, a rodzina znajduje się na skraju nędzy. Na szczęście z pomocą przychodzi pradziadek, który wysyła najstarszą córkę za własne pieniądze do zakonnej szkoły. Po powrocie do domu staje się ona wyręką dla mamy i nauczycielką dla rodzeństwa. Jednak jak to w życiu bywa ową sielankę niszczy pojawienie się mężczyzny. Jak to często bywa – nieodpowiedniego, a z całą pewnością nieodpowiedzialnego. Ale akurat ta jego cecha charakteru ujawniła się w pełni dopiero po ślubie z dzisiejszą patronką. I tak mamy młodziutką żonę i mamę oraz człowieka, którego pomysłem na życie jest handel nielegalnym alkoholem z Indianami. Biznes mocno ryzykowny dlatego w niedługim czasie mąż i ojciec umiera zostawiając dzisiejszą patronkę z dwójką synów i gigantycznymi długami do spłaty. Czy się załamała? Nie. Żeby nie umrzeć z głodu założyła mały sklepik. A ponieważ zauważyła, że ona nie ma jeszcze aż tak źle w życiu jak inni, dlatego do swojego domu przyjęła biedną, bezdomną i niewidomą kobietę, żeby się nią opiekować. Ludzie w większości pukali się palcem w czoło słysząc o tym pomyśle, jednak trzy młode kobiety uznały go za akt wielkiego bohaterstwa wiary. I postanowiły wesprzeć dzisiejszą świętą w tym nieszablonowym działaniu. Także jej synowie po latach docenili ten gest wybierając drogę kapłaństwa. A nasza dzisiejsza święta? Czy wreszcie miała święty spokój? Raczej nie biorąc pod uwagę, że jej dom się spalił, a jedna z jej towarzyszek umarła. Także dalekim od szukania świętego spokoju było wzięcie w zarząd upadającego szpitala Charon Brothers w Montrealu. Szpitala, który jak tylko udało się go postawić do pionu doszczętnie spłonął. Czy wtedy nasza patronka mając 64 lata usiadła na zgliszczach i zapłakała nad swoim losem? Nie. Ona zakasała rękawy i podjęła się heroicznej pracy odbudowy budynku, ale tym razem z przeznaczeniem na dom opieki dla najuboższych. I tak otworzyła pierwszy w Ameryce Północnej dom dla porzuconych dzieci. Po ludzku umarła z wyczerpania w roku 1771. Ale Ten, który towarzyszył jej przez cały czas w trudach jej życia, i z którym każdego dnia dzieliła swoją codzienność, wziął jej duszę do nieba. A Kościół uroczyście to potwierdził. Czy wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy? Świętą Marię Małgorzatę d'Youville.