Dożyliśmy czasów, w których zdobycze techniki dają możliwość, aby niemal każdy publicznie się wypowiadał
Wrażliwość, czyli siła przekazu
Dożyliśmy czasów, w których zdobycze techniki dają możliwość, aby niemal każdy publicznie się wypowiadał. Mówiąc „publicznie”, mam na myśli możliwość opublikowania myśli, opinii, opowieści, relacji, zdjęcia, filmu. Opublikować, czyli podać do ogólnej wiadomości. Skierować swój przekaz ne tylko do tych kilku czy kilkunastu osób, które zwykle ma się w swoim otoczeniu, ale wysłać go w przestrzeń, w której każdy może na niego natrafić. Dawniej trzeba było w tym celu mieć dostęp do pewnych narzędzi, nazywanych potocznie mass mediami, a bardziej szczegółowo środkami społecznego przekazu. Nie każdy mógł wydrukować swoje dzieło w gazecie czy czasopiśmie, wypowiedzieć się w telewizji albo w radiu. Było to z przyczyn czysto praktycznych limitowane. Ten, kto zdobył możliwość docierania ze swoim przekazem do dużej liczby odbiorców, był w pewnym sensie uprzywilejowany.
Rozwój internetu radykalnie tę sytuację zmienił. Dzisiaj wystarczy mieć dostęp do globalnej sieci, aby móc docierać z własnymi treściami wszędzie i do wszystkich. Problemem jest właściwie tylko zdobycie ich uwagi.
I tu jednym z istotnych czynników okazuje się wrażliwość. Dużo ostatnio na ten temat słyszałem i czytałem, m. in. w kontekście różnych wrażliwości religijnych i konieczności ich uszanowania. Jednak kwestia wrażliwości wykracza daleko poza tego rodzaju zawężenia. Upewniłem się co do tego, trzymając w dłoniach niedużą książkę, która właśnie się ukazała. Zatytułowana jest „Bałutki. Kroniki z ziemi obiecanej”, a autorką jest Ewa Różycka.
Skojarzenie z dzielnicą Łodzi jest tu jak najbardziej na miejscu. Można powiedzieć, że to ona jest bohaterem książki. Ale to nie takie proste, jakby się mogło wydawać. Bo chociaż umiejscowienie większości zawartych w „Bałutkach” opowieści jest bardzo konkretne, to jednak z zapartym tchem i jako swoje odczytać je może ktoś, kto mieszka w którejś z dzielnic i miejscowości na Górnym Śląsku, na Podkarpaciu, w Warszawie i okolicach, koło Szczecina, Gdańska, Białegostoku, Koszalina. Wystarczy, że będzie otwarty na tę szczególną wrażliwość, która jest źródłem i istotą książki Ewy Różyckiej.
To jest ten rodzaj wrażliwości, który pozwala dostrzec, że wielość świata zbudowana została z drobnych rzeczy i doświadczeń pojedynczych ludzi, żyjących gdzieś na marginesie, na peryferiach, jakby powiedział papież Franciszek.
Część z zawartych w książce opowieści (to naprawdę dobre, wcale nie za duże słowo, choć niemal wszystkie mieszczą się na jednej stronie) poznałem już wcześniej, śledząc fejsbukowy profil autorki. W zalewie nijakości jej wpisy przykuły moją (i nie tylko moją) uwagę. Właśnie z uwagi na wrażliwość przejawiającą się nie tylko w dostrzeganiu małych wielkich wydarzeń, ale także, a może przede wszystkim, w sposobie mówienia o nich. Właśnie takiej wrażliwości życzę wszystkim z okazji zbliżających się świąt Narodzenia Pańskiego. Ona pozwala dostrzec wielkość i ogólnoświatowe znaczenie pojawienia się pewnego Niemowlęcia gdzieś na obrzeżach imperium.