Koniec roku i początek nowego to idealny czas na plany.
Koniec roku i początek nowego to idealny czas na plany. Przecież doskonale znamy siebie samych. Znamy swoje mocne i słabe strony. Wiemy co naprawić. Stawiamy więc sobie jasne cele. I dokładnie do takiego samego wniosku doszedł dzisiejszy patron. Był doskonale wykształconym benedyktynem z XIV wieku. Wykładał prawo na uniwersytecie. Często jako dyplomata wysyłany był przez papieży z różnymi misjami. Był też opatem. Gdy więc 28 września 1362 roku został wybrany na Stolice Apostolską doskonale wiedział co ma robić. Założył sobie dwa cele : krucjatę przeciwko Turkom i unię z Kościołem wschodnim. Oba szczytne i przemyślane. A do tego osiągalne – przecież znał się doskonale na międzynarodowych stosunkach. I co z tego całego planowania wyszło? Ano nic. Państwa Europy, skłócone ze sobą, za żadne skarby nie chciały narażać się na wojnę z Turkami. Pozornie łatwiejsze wydawało się porozumienie między chrześcijanami w sprawach nie wymagających olbrzymich finansowych nakładów. Jednak szybko się okazało, że znacznie łatwiej byłoby kościołowi Wschodniemu i Zachodniemu prowadzić wspólna wojnę niż sprawować wspólnie Eucharystię. Czyli także w tej kwestii wielkie plany dzisiejszego patrona spaliły na panewce. Klęska? W żadnym wypadku. Raczej oczyszczenie. Dzięki temu wspominany dzisiaj papież mógł skupić się na rzeczach mniej z jego perspektywy znaczących. I to im właśnie zawdzięcza swoje wyniesienie do chwały ołtarzy. O jakie rzeczy chodzi? O czas poświęcany na modlitwę. Miał go teraz dużo więcej. O wspieranie świata nauki, którego był częścią. O pomoc ubogiej młodzieży w studiach. Ale największym sukcesem dzisiejszego patrona, zupełnie przez niego nieplanowanym, był powrót papiestwa z niewoli awiniońskiej do Rzymu. Po prawdzie był to sukces św. Katarzyny Sieneńskiej i św. Brygidy Szwedzkiej, które w tej sprawie nie dawały spokoju Ojcu świętemu, ale jednak ostateczną decyzję podjął właśnie on. On czyli kto? Błogosławiony Urban V.