Zmiana premiera zrodziła pytania o zmianę kursu gospodarczego rządu. W końcu na czele gabinetu, który wprowadził 500+, staje bogaty bankier.
Po decyzji o zastąpieniu Beaty Szydło przez Mateusza Morawieckiego pojawiło się sporo głosów, że teraz rząd PiS będzie prowadził liberalną politykę gospodarczą. W końcu poprzedni gabinet tej partii wspierał politykę Zyty Gilowskiej, niejako symbolu liberałów. Po exposé nowego premiera pojawiły się jednak głosy, że będzie on prowadził socjalistyczną politykę. W końcu mówił dużo o roli państwa w gospodarce.
W polskiej polityce panuje pomieszanie pojęć. Liberałami np. nazywa się polityków Platformy Obywatelskiej, którzy podwyższali podatki, jednocześnie zwiększając deficyt budżetowy. Za socjaldemokratów uważają się politycy SLD, którzy wprowadzili podatek liniowy dla przedsiębiorców. To pomylenie pojęć dotyczy również PiS, które często oskarża się o socjalizm.
PiS nie jest w żaden sposób partią socjalistyczną. Partia ta nie dąży do uspołecznienia własności prywatnej, do rezygnacji z mechanizmów rynkowych i nie głosi haseł sprawiedliwości społecznej. Jej działania w obszarze gospodarki wcale nie przypominają planu jej przebudowy strukturalnej. Działania, za które rząd Beaty Szydło był krytykowany, jako sprzeczne z zasadami rynkowymi (przypadek regulacji rynku aptecznego czy kupno banku Pekao), stała idea polonizacji gospodarki, a nie socjalizmu.
Ideologie PiS można by nazwać, biorąc poprawkę na konotacje historyczne, „narodowo-demokratycznymi”. Większość działań rządu tej partii nastawiona jest albo na realizację interesów narodowych Polski, albo na zwiększenie demokratycznej kontroli nad niektórymi instytucjami. Tak więc 500+ ma w pierwszym rzędzie służyć zwiększeniu dzietności (bo dostają je nawet bogaci). A reforma sądownictwa czy PKW ma zwiększyć w pierwszej kolejności kontrolę Sejmu (wybieranego przecież demokratycznie) nad tymi instytucjami.
I odwołując się do interpretacji „narodowo-demokratycznej” można zrozumieć program Morawieckiego. Dla niego państwo ma służyć nie do zaprowadzenia równości między ludźmi, nie do przejęcia kontroli na kapitałem, nawet nie do wzmocnienia związków zawodowych. Państwo w rozumieniu Morawieckiego wydaje się służyć wzmocnieniu polskiej gospodarki. I nie ma znaczenia, czy w budowaniu tego potencjału główną rolę będą pełnić firmy państwowe czy prywatne.
Na naszych oczach następuje zmiana sposobu uprawiania polityki. Kluczowe już nie jest pytanie, czy firma jest państwowa czy prywatna, ale czy jest w rękach krajowych czy zagranicznych. I PiS, a razem z nim Morawiecki, wpisuje się w ten dyskurs, stając po stronie kapitału krajowego. Zresztą również PO wpisała się w ten podział, mocno akcentując takie wątki internacjonalistyczne, jak na przykład „zasady unijne”. A ci, którzy próbują tym partiom przypisywać liberalizm lub socjalizm, nie wyrośli jeszcze z podziałów XX-wiecznych. Dlatego często nie potrafią zrozumieć współczesnej polityki.