Oj lubimy cieplarniane warunki. Lubimy nie podnosić sobie poprzeczki. I nie wysilać się za bardzo.
Oj lubimy cieplarniane warunki. Lubimy nie podnosić sobie poprzeczki. I nie wysilać się za bardzo. Najlepiej niech nic się nie zmienia. A jeżeli już, to tylko na milsze, łatwiejsze i w ogóle. A co się dzieje, gdy zostaną nam te wszystkie umilacze życia nagle odebrane? Oczywiście wpadamy w złość. I potrafimy w tej złości być głupi i bezinteresownie okrutni. Trudno więc od nas wymagać, żeby zachwycił nas dzisiejszy święty, który postanowił wymagać od siebie i od innych więcej. Dużo więcej. Zacznijmy jednak od początku. Bohater naszej historii przychodzi na świat w XVI wieku w pobliżu hiszpańskiego miasta Avila. Nie ma szczęśliwego dzieciństwa. Trafia do przytułku, a potem błąka się po świecie próbując różnych zawodów. Dosłownie ciuła grosz do grosza, żeby zdobyć wykształcenie. W końcu mając 21 lat z tym, co uzbierał, staje przed bramą klasztoru karmelitów. W zakonie spodziewa się surowej reguły, zastaje jednak, jakże bliskie nam wszystkim ciepełko i święty spokój. Postanawia to zmienić i wtedy na jego drodze staje św. Teresa z Avila – ta sama, która marzy o reformie żeńskiej gałęzi Karmelu. Wespół w zespół rozpoczynają swoje wielkie życiowe dzieło. Ona wspiera w wysiłkach założenia nowego zakonnego domu dzisiejszego patrona. On jest spowiednikiem zreformowanych karmelitanek z Avila. Jednak ich współbracia i współsiostry, przyzwyczajeni do cieplarnianych warunków, wcale nie mają ochoty wracać do pierwotnej obserwancji. Dochodzi do tego, że aresztują nawet dzisiejszego patrona i zamykają go w ciemnym i zimnym lochu na długie 9 miesięcy. Jeżeli wydaje się państwu, że odnoszą w ten sposób nad nim zwycięstwo to jesteście w wielkim błędzie. Oto właśnie w więzieniu, wśród nocy ciemnej, wykuwa się największe dzieło tego człowieka i jednocześnie arcydzieło chrześcijańskiej mistyki. To właśnie te miesiące opuszczenia układają się w jego sercu w drogę na górę doskonałości. Drogę, która nie poprzestaje na ciepełku, świętym spokoju i milusich warunkach. Drogę, która wymaga duchowego wysiłku, ale też oferuje w zamian coś nie do przebicia. Życie w Bożej obecności. Żeby podzielić się tym odkryciem z innymi dzisiejszy patron musi jednak uciec z więzienia. I ucieka. Staje się nawet przełożonym zreformowanych domów zakonnych. Jednak nie jest wcale tak łatwo sprawić by ludzie wstali z kanap i porzucili bambosze. Nawet jeśli są zakonnikami. Dlatego wspominany dzisiaj święty po ludzku przegrywa tę walkę. Zostaje pozbawiony wszelkich godności, umiera w zapomnieniu w 1591 roku, a jego prace zostają spalone, żeby nikomu nie przyszło do głowy go naśladować. Na szczęście nie wszystkie jego myśli zginęły na stosie. Przetrwały do dnia dzisiejszego sprawiając, że ich autora wspominamy dzisiaj jako świetego. Czy wiecie państwo kto jest dzisiejszym patronem? To święty Jan od Krzyża, prezbiter i doktor Kościoła.