Nie ma sensu dyskusja dotycząca reformy szkolnictwa wyższego, jeśli nadal za pomocą pstryknięcia palcem można odwołać niechcianą przez część osób konferencję naukową.
Jak donoszą informacje zamieszczone na profilach społecznościowych Partii Razem, zaplanowana na dzisiaj konferencja naukowa pt. „Prawo dziecka do życia” została odwołana. Małopolski oddział „Gazety Wyborczej” powiadomił swoich czytelników, że władze uczelni zrezygnowały z tego spotkania. Jak czytamy: „We wtorek dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie prof. dr hab. med. Krzysztof Fyderek oraz prorektor Uniwersytetu Jagiellońskiego ds. Collegium Medicum prof. dr hab. med. Tomasz Grodzicki podjęli decyzję o odwołaniu konferencji z uwagi na „ewentualne zagrożenia dla prawidłowego funkcjonowania szpitala w jej trakcie”. Natalia Adamska-Golińska, rzecznik szpitala w komunikacie przedstawionym mediom, podkreśliła wysoką rangę naukową wspomnianych sesji. Podkreślono, że brali w nich udział wybitni specjaliści, którzy swoją wiedzą dzielili się na kolejnych etyczno-medycznych spotkaniach. Jak to zatem się stało, że tak łatwo zrezygnowano z wielkiego skarbu, jakim była ta konferencja?
Pa pa nauka
Powyższe pytanie brzmi nieco patetycznie, ale pokazuje ono istotę problemu. Wejdźmy bowiem na dowolny portal zamieszczający informacje o konferencjach naukowych. Coraz mniej jest w tym obszarze spotkań i konferencji, które „dorobiły” się konkretnej tradycji, które są kontynuowane przez kolejne lata, które skupiają wokół siebie praktyków i teoretyków. W tym roku tematem wiodącym miało być zagadnienie prawa dziecka do życia. Aż dziw bierze, że dwa lata temu spotkanie to nie zostało skrytykowane i odwołane. W 2015 r. sesja nosiła bowiem tytuł „Lekarz pediatra obrońcą życia i godności ciężko chorego dziecka”. Dzisiaj przedstawiciele Partii Razem głoszą triumf rozumu, podkreślając: „Uważamy, że prelegenci związani z ruchami anti-choice wykorzystują prestiż uniwersytetu, a także autorytet lekarzy specjalistów, którzy na konferencji mają się pojawić i wygłosić referaty. Uniwersytet to przestrzeń nauki, wolna od ideologii, religii i przesądów”. Czy rozum nie poszedł tutaj jednak nieco na urlop?
Odwołali i co?
W ostatnich miesiącach bardzo popularne jest odnoszenie się w dyskusjach do zapisów polskiej konstytucji. Jest to notabene bardzo dobra praktyka. Jak czytamy w art. 73 polskiej ustawy zasadniczej: „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników”. W przepisie tym nie jest istotne tylko to, że człowiek ma prawo szukać, pytać i dociekać. Kluczowe jest bowiem, że mowa jest o „każdym człowieku”. Wierzącym i niewierzącym. Opowiadającym się pro life i pro choice. Nie jest niepokojące pojawienie się głosów przeciwstawiających się sesjom i konferencjom. Dużo większe zdziwienie i przerażenie wzbudza łatwość, z jaką dochodzi do rezygnacji uczelni z prezentacji określonych stanowisk badawczych. W listopadzie ub.r. Warszawski Uniwersytet Medyczny i jeden z Instytutów PAN wycofały się z wynajmu sali przeznaczonej na konferencję pt „Prawa poczętego pacjenta”. Kilka miesięcy temu kolejne uniwersytety nagle odmawiały zgody na udział pani Rebekki Kiessling w cyklu wykładów dotyczących prawa dziecka do życia. Wcześniej problemy z wykładami miał psycholog dr Paul, podejmujący temat terapii homoseksualizmu. Teraz z kolei konferencja z tradycjami zostaje odwołana. Oficjalnie mowa jest o rezygnacji z przekazania sali na spotkanie, w praktyce jednak przeniesienie konferencji w ostatnim momencie przed jej rozpoczęciem jest organizacyjnie niemożliwe.
A wszystko to lęk
Człowiek ma naturalną skłonność do zakrywania sobie uszu w momencie, w którym słyszy głośny dźwięk. Gdy dochodzi on do nas, odruchowo chcemy przed nim się schronić. Partia Razem bardzo mocno krzyczy. Walczy o wolność nauki, jednocześnie całkowicie ją zamykając na jakąkolwiek racjonalną debatę. Bez trudu powielane są irracjonalne poglądy, jak np. ten, zgodnie z którym na spotkaniu „Prawo dziecka do życia” miało nie być lekarzy praktyków. Podobne działania nie są już tylko incydentem. Zostały one w ostatnich miesiącach opisane w pewnym dokumencie. Mowa o zgłoszonej przez Komitet „Ratujmy kobiety” propozycji ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie. Komentatorzy skupili się tam na zapisie liberalizującym przepisy aborcyjne. Feministki w ostatniej propozycji poszły jednak dalej. Zaproponowano bowiem, by do Kodeksu karnego dodać art. 269d, który nakłada karę pozbawienia wolności do lat dwóch wobec osób, które rozpowszechniają niezgodne z nauką twierdzenia dotyczące stosowania antykoncepcji lub aborcji. Co zatem się stanie, jeśli napisze się teraz, że preparaty antykoncepcyjne, takie jak np. NuvaRing lub EllaOne, mogą być niezwykle szkodliwe dla kobiecego organizmu? Co jeśli dodam, że pierwszy z nich prowadzić może w sposób niebudzący wątpliwości do pojawienia się zakrzepicy żył głębokich? A jeśli przypomnę, że w samych Stanach Zjednoczonych jest już ponad tysiąc pozwów przeciwko producentowi tego preparatu, który w Polsce można zakupić? Czy przedstawiam fakty, czy też ideologię? Czy powinna mnie za to spotkać kara, skoro bez trudu dotrzeć można do recenzowanych artykułów naukowych wskazujących na niebezpieczeństwo stosowania tej reklamowanej przez wielu w Polsce wkładki hormonalnej?
Strach ma tylko wielkie oczy
Patrząc na zamieszanie wokół krakowskiej konferencji, dojść można do ciekawego wniosku. Krzyk przedstawicieli środowisk lewicowych wynika z lęku. Agresja jest bardzo często elementem, który jako następstwo występuje w chwili, w której się czegoś boimy. Tutaj lęk ewidentnie wynika z prostej diagnozy; fakty nie są po naszej stronie, a więc trzeba zakrzyczeć drugą stronę. Co jednak ciekawe i smutne zarazem, odwołujący konferencję przedstawiciele szpitala i uniwersytetu również wykazali się lękiem, który zwerbalizować najlepiej słowami: „lepiej się nie wychylać”. Co na to poradzić? Może po prostu trzeba przestać się bać! Tylko tyle!!!
…
Autor jest doktorem nauk społecznych, koordynatorem Centrum Bioetyki Instytutu Ordo Iuris, prowadzi blog na stronie gosc.pl