Dzisiejsza historia jest niezwykle krótka. Jej bohater urodził się w Konstantynopolu około roku 713.
Dzisiejsza historia jest niezwykle krótka. Jej bohater urodził się w Konstantynopolu około roku 713. Szybko wybrał zakonne życie i był to ze wszech miar wybór słuszny. Wiemy to stąd, że współbracia wybrali go igumenem mnichów na górze św. Auksencjusza niedaleko Nikomedii, czyli na terenie obecnej Turcji. A jak wiadomo, przekonać do siebie i swoich zalet tych, z którymi mieszka się pod jednym dachem to nie jest prosta sprawa. I właściwie, gdyby nie wschodni cesarze, a dokładnie jeden Konstantyn V Kopronim, historia dzisiejszego patrona skończyłaby się już w tym miejscu słowami : i odtąd żył długo i szczęśliwie. Niestety ów cesarz postanowił wypowiedzieć wojnę świętym obrazom, ikonom przedstawiającym Chrystusa. A ponieważ na wojnie jak wiemy trudno sobie pozwolić na komfort neutralności więc i dzisiejszy patron został zawezwany ze swojej świętej góry przed oblicze władcy. Zażądano od niego by podpisał dokumenty synodu, który zebrał się w 754 r. w Hieria, by potępić oddawanie czci obrazom. Kłopot jednak był w tym, że synod był nielegalny, a niszczenie obrazów miało cechy herezji. W końcu, skoro sam Bóg w osobie Jezusa Chrystusa, przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się widzialnym, namacalnym, prawdziwym człowiekiem, to dlaczego nie można czynić jego portretów? Mając dokładnie te same wątpliwości wspominany dzisiaj święty odmówił złożenia swojego podpisu pod dokumentami za co trafił karnie na jedną z wysepek na Morzu Marmara. Gdy po dwóch latach, jakie dano mu do namysłu, w dalszym ciągu nie dopatrzył się niczego złego w przedstawianiu na ikonach Chrystusa, jako nierokującego na poprawę wtrącono go do więzienia w Konstantynopolu. Nie była tam sam. Razem z nim z tych samych powodów przebywało tam już 300 mnichów. Dlaczego więc wspominamy go dzisiaj bez przywołania towarzyszy niedoli? Bo tylko on został skatowany na śmierć przez pochlebców cesarza. Skądinąd wykazali się oni teologiczną konsekwencją. Bo skoro Wcielony Bóg nie może być uwieczniony na żadnym obrazie to i nie należy szukać jego wizerunku w uwięzionym człowieku. Nawet, gdy tak jak my jest on uczniem Chrystusa. Bohater tej historii zakończył więc swoją ziemską wędrówkę w roku 764. Czy wiecie państwo jak się nazywał i skąd wziął się jego przydomek? To święty Stefan, męczennik. Nazywany Młodszym dla odróżnienia od bardziej znanego pierwszego męczennika, św. Szczepana, diakona, którego wspominamy 26 grudnia. I nie, tu nie ma pomyłki. Bo greckie imię Stephanos, znaczące tyle, co "wieniec" przetłumaczyć można jako Stefan albo Szczepan.