Morze kolorowo ubranych osób uczestniczyło w pogrzebie śp. ks. Andrzeja Szpaka, duszpasterza "młodzieży różnych dróg". To było największe w historii "szpakowisko".
Przyjaciele i wychowankowie "Szpaka" (lubił, gdy tak o nim mówiono), którzy do Krakowa przyjechali z całej Polski, 25 listopada już od wczesnego ranka gromadzili się przy kościele św. Stanisława Kostki na Dębnikach. Tu odprawiona została pogrzebowa Msza św., której przewodniczył bp Antoni Długosz. Nie było to jednak ostatnie pożegnanie zmarłego 18 listopada kapłana, co podkreślał ks. Adam Parszywka, prowincjał krakowskich salezjanów.
- To dziękczynienie Bogu za tego wspaniałego i oryginalnego, zdolnego i szalonego, prostego i kochającego salezjanina - mówił ks. Parszywka. Przypomniał również swoją ostatnią rozmowę ze "Szpakiem". - Powiedziałem mu, że gdy przyjdzie ten czas, zwołamy największe w historii "szpakowisko" i że na pewno zlecą się wtedy wszystkie "szpaki". Andrzej nie mógł już wtedy mówić. Po jego twarzy popłynęły łzy, a jednocześnie zaczął się śmiać z perspektywy tego "szpakowiska" - wspominał ks. Adam.
W homilii zauważył z kolei, że fenomen ks. Szpaka, który przyciągał do siebie tysiące ludzi, polegał na tym, iż przyjął on od Boga dar wolności i miłości, a następnie złożył je Bogu w ofierze, by się Nim karmić.
Kazanie zakończyło się odtworzeniem nagrania pieśni "Kiedy będę do Ciebie szedł" w wykonaniu ks. Andrzeja. Zebrani słuchali jej ze łzami w oczach, a gdy wybrzmiał ostatni dźwięk, rozległy się gromkie oklaski.
Podczas Eucharystii nikogo nie dziwiło też, że osób ubranych na czarno długo można by szukać. Większość z obecnych wyciągnęła bowiem z szaf najbardziej kolorowe ubrania, by pogrzeb ks. Andrzeja nie był pogrzebem standardowym. Kobiety miały też na głowie wianki, które znalazły się potem na grobie "Szpaka".
A jak wspominali ks. Andrzeja ci, którym był on bliski?
- "Szpaka" poznałem 18 lat temu, w sylwestra 1999 r. W Warszawie podszedł wtedy do mnie jakiś uśmiechnięty chłopak i zapytał, gdzie spędzę tę noc. Odpowiedziałem, a on na to: "Nie idź tam, chodź na zlot Hiszpanów" - wspomina Seweryn Dzierżak. W pierwszej chwili ucieszył się, ale gdy już szli, zaczął myśleć, o jakich Hiszpanów chodzi. Okazało się, że chodzi o zlot "szpaków", wychowanków ks. Szpaka, którzy nazywali siebie Hiszpanami. - Pomyślałem wtedy: "Sylwester z księdzem. Lepiej być nie może...". Daleko mi wtedy było do Boga i Kościoła - śmieje się Seweryn.
Ks. Szpak przyszedł do uczestników zlotu przed północą i zapytał, czy gdy wybije 12.00, chcą mieć imprezę czy Mszę św. - Ja chciałem imprezy, ale większość Mszy. Więc i ja w ten sposób wszedłem w 2000 rok. Tak zaczęło się moje nawrócenie - opowiada S. Dzierżak. Przekonuje też, że choć ks. Szpak był kojarzony przede wszystkim jako kapłan od hippisów, tak naprawdę był księdzem dla każdego człowieka. - Wszystkich chciał prowadzić do nieba, a niektórych prowadził nawet kilkadziesiąt lat. Gdy umierał, zastanawiałem się, dlaczego na koniec musi tak cierpieć. Powinien iść prosto do nieba. I zrozumiałem: on przecież całe życie zbierał nasze krzyże i zaniósł je do nieba - mówi Seweryn.
W ostatnich dniach życia ks. Andrzeja, gdy był on jeszcze świadomy, Seweryn wraz z żoną czytał mu listy napisane przez "szpaków" z całego świata. - Słuchał tego ze wzruszeniem. A kiedy skończyliśmy, powiedział: "Dziękuję wam. Przebaczam wszystko (bo niektórzy prosili o przebaczenie) i proszę o przebaczenie. Kocham was..." - dodaje S. Dzierżak.
Śp. ks. Andrzej Szpak spoczął w grobowcu księży salezjanów na cmentarzu Rakowickim.
Warto dodać, że pierwsza część "szpakowiska" odbyła się w piątkowy w seminarium ojców salezjanów. Trwało tam modlitewne czuwanie połączone z Adoracją Najświętszego Sakramentu, uwielbieniem i świadectwami.
Fenomen ks. Andrzeja Szpaka - pogrzebowe kazanie ks. Adama Parszywski SDB, zakończone pieśnią w wykonaniu "Szpaka":