107,6 FM

Autorytety

Na początku przywołam kilka zdań z Ewangelii czytanej w pierwszą niedzielę listopada.

Przypomnę, że w tym Mateuszowem zapisie zobaczyliśmy Pana Jezusa dość stanowczo wytykającego to i owo ówczesnej elicie. Usłyszeliśmy jak mówił tak: wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.

I kiedy raz i drugi czytałem ten fragment, a potem słuchałem go w czasie liturgii nie mogłem się pozbyć rosnącego wrażenia, nawet więcej, jakiejś pewności, że to wcale nie o tamtych, ale wypisz, wymaluj o nas i do nas właśnie.

Po co to tamtejsza elita, uczeni w Piśmie i faryzeusze, rozszerzali swoje filakterie, innymi słowy powiększali, ozdabiali dwa czarne skórzane pudełeczka wykonane z jednego kawałka skóry koszernego zwierzęcia, w których schowane były cztery ustępy Tory, ręcznie przepisane w języku hebrajskim? A po co wydłużali frędzle u płaszczów?

Nie tylko to zresztą, ale wszystkie swe uczynki spełniali po to, żeby się ludziom pokazać - jak to kategorycznie demaskuje Pan Jezus.

Ta maniera, potrzeba bycia widzianym, zauważonym, a i za tym idące chciejstwo zaszczytnych miejsc na ucztach, pierwszy krzeseł w synagogach, pozdrowień na rynkach i tytułu mistrza dotyczyła jednak tylko tamtejszej narodowo - środowiskowej elity, religijno – społecznych celebrytów.

Dziś nie jest to już chorobliwa ambicja niektórych tylko, choć społecznie znaczących. I nie dotyczy już wcale tylko medialno show biznesowych celebrytów. Na naszych oczach i to w zastraszającym tempie stała powszechna. Rozpowszechniła się już nie tylko pośród polityków, samorządowców, ale też zupełnie zwykłych ludzi. Jedni żenią się z dużo młodszymi partnerkami, inni zapowiadają przedziwne pomysły ustawodawcze, jeszcze inni chętnie prowokują emocje, a jeszcze inni tak się ubierają, malują, strzygą, ozdabiają, czy facebookowo chwalą, z kim, nad jakim morzem i na jakich piaskach leniuchowali.

Ten apetyt, a chyba już i głód bycia zauważonym, widzianym stał się już wartością samą w sobie. Tu już nie chodzi nawet o to, że robię, postępuję dobrze po to, żeby ktoś to zauważył i mnie pochwalił, i mi podziękował. I nie chodzi też wcale o to, że jednak czegoś unikam, nie robię, nie mówię, żeby nie być zganionym, czy skrytykowanym.

Tu chodzi przede wszystkim i tylko o to, żeby być widzianym, zauważanym, i nie ważnym wcale jest czy z dobrego, czy złego powodu. Bo jak cię zobaczą, to będą o tobie mówili, będziesz w centrum uwagi. I nie ważnym jest czy mówią dobrze, czy źle, ważne żeby o tobie mówili.

Taki rodzaj cywilizacji na pokaz, życia, funkcjonowania, nawet sprawowania urzędów różnych szczebli zresztą wedle logiki widzialności mierzonej oglądalnością, ilością i miejscem w serwisach informacyjnych, lajków na portalach społecznościowych czy miejsca w przeróżnych rankingach.

Od dłuższego już czasu słychać powszechne narzekanie, że nie ma autorytetów. I choć to narzekanie tylko, a my jesteśmy w narzekaniu mistrzami, i można by się nim specjalnie nie przejmować, to ja wyczuwam tu jednak taką delikatną, i może nawet do końca nienazwaną potrzebę, a może i tęsknotę za autorytetem właśnie.

A jeśli tak, to czemu nie ma, nie mamy autorytetów? Jasne, że z jednej strony zostaliśmy ich pozbawieni przez różne polityki historyczno - informacyjne, a z drugiej sami się ich pozbywamy dzięki daleko idącej indywidualizacji postaw, zachowań i ich ocen, także etyczno – moralno - obyczajowych.

Myślę sobie jednak, że nie bez destrukcyjnego wpływu na eliminowanie autorytetów z przestrzeni życia tak społecznego, jak i osobistego jest też ta właśnie cywilizacja na pokaz, jak ją nazwałem. Ona bowiem promuje, zachwala życie powierzchowne. Innymi, mocniejszymi słowy, ważniejszym jest jak wyglądasz, niż kim jesteś.

Nie wiem, czy dobrze myślę, ale jakoś tak nie bardzo mogę sobie przypomnieć kogoś, kto byłby autorytetem tak z bycia widzianym tylko. Wszyscy, którzy przychodzą mi teraz na myśl, to takimi byli, bo mieli coś do powiedzenia.

I chyba jest w tym jakaś prawidłowość, że im bardziej żyje się, żeby być widzianym, tym mniej ma się tak naprawdę do powiedzenia.

Postawię na koniec taką tezę: im bardziej będziemy hołdowali zasadzie, iż ważniejszym jest jak wyglądam, niż kim jestem, to raz samemu trudno będzie być autorytetem, a dwa jeszcze trudniej będzie o autorytet dla siebie.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy