- Ja tylko chciałem odmówić "Ojcze nasz" z chłopakami - mówi Krzysztof z Mężczyzn Boga, który uczestniczył w Oblężeniu Jasnej Góry. - Jechałem tam z zerowymi oczekiwaniami, a dostałem wszystko.
I Oblężenie Jasnej Góry, czyli spotkanie u tronu Królowej, które odbyło się 4 listopada, przyciągnęło do częstochowskiego klasztoru ponad 5000 mężczyzn z całej Polski. Wśród pomocników organizujących to wydarzenie byli elbląscy Mężczyźni Boga. - Kiedy 5 tys. męskich głosów śpiewa "Bogurodzicę" na Jasnej Górze, to ciary idą po plecach - wspomina wyjazd Andrzej.
Aby dotrzeć do Częstochowy, elbląska delegacja wyjechała już o 2.00 w nocy. Na miejscu byli ok. 10.00 rano, akurat, aby zdążyć na pierwsze konferencje. Trzy wystąpienia trwały do godz. 13, a po przerwie na obiad odbyła się Msza św. kończąca męskie oblężenie Jasnej Góry. - To była bardzo konkretna piguła treści i wartości, dostarczona prosto między oczy - opowiada ze śmiechem Jarosław.
Konferencje odbywały się pod hasłem: "GPS". Nazwa pochodząca od pierwszych liter głównych prelegentów, którymi byli Mieczysław Guzewicz, Jacek Pulikowski i Stanisław Sławiński. - Panowie opowiadali o roli mężczyzny, o męskiej duchowości i o jego osobistej kondycji duchowej - streszcza Jarosław. - M. Guzewicz po prostu mnie powalił, gdyż wydawało mi się, że mówi właśnie prosto do mnie.
- Mnie z kolei najbardziej podobało się świadectwo bp. Zbigniewa Stankiewicza z Rygi - wspomina Andrzej. Zapadły mu w pamięć słowa hierarchy, który najpierw był inżynierem, imał się różnych zajęć, poszukiwał swojej drogi. - Powiedział takie fajne zdanie: "Kiedy otrzymałem sakrę biskupią, zrozumiałem, że jestem we właściwym miejscu, i życzę wam, aby każdy z was znalazł swoje miejsce". To było naprawdę poruszające.
Jak mówi Jarosław, dla niego jest ważne, aby być w takich miejscach, gdzie spotykają się mężczyźni o podobnym do niego duchu. - Gdy dziś wejdziemy do niemal każdego kościoła, widzimy, że wypełniają go panie. Panie lubią dużo mówić i opowiadać o swoim życiu. A przecież Pan Jezus czeka także na nas, bo chce sobie porozmawiać krótko i na temat. Po męsku.
- Dla mnie szczególnie wzruszające było też to, że byli tam i 20-latkowie, i panowie, którzy mieli dużo więcej wiosen na karku, a mimo to czuliśmy się bardzo dobrze w swoim towarzystwie - opowiada Andrzej.
Z kolei dla Krzysztofa to był pierwszy tego typu wyjazd. - Warto było podjąć trud tej pielgrzymki i nocnego wstawania - opowiada. - Niczego się nie spodziewałem, niczego nie chciałem. Myślałem tylko o tym, żeby odmówić "Ojcze nasz" z naszymi chłopakami. Okazało się, że było nas, chłopaków, 5 tysięcy. Tak więc "jest moc" - uśmiecha się. - Jechałem tam z zerowymi oczekiwaniami, a dostałem wszystko - podsumowuje.