Znajomy, który pojęcia nie ma o tym, jak funkcjonuje świat współczesnych mediów, a już kompletnie nie zna się na mechanizmach będących oczywistością w globalnej sieci, podzielił się pewnym doświadczeniem i spostrzeżeniem.
„Chciałem kupić pewne urządzenie, bo stare po latach służby odmówiło współdziałania. Ponieważ dawno nie robiłem tego typu zakupów, chciałem się zorientować, jaka jest oferta, ile takie coś aktualnie kosztuje i gdzie można kupić. Co prawda córka namawiała mnie, żebym po prostu kupił przez internet, ale ja muszę nie tylko obejrzeć, lecz też dotknąć, zanim coś kupię. Chciałem w sieci tylko zdobyć trochę informacji”.
„Rozumiem” - powiedziałem, aby zachęcić go do dalszej opowieści. Mówił więc dalej: „Nie powiem, sporą i pomocną wiedzę uzyskałem. Dzięki niej nie musiałem wędrować od sklepu do sklepu. Wystarczyło pójść do jednego, w którym mieli dokładnie to, czego potrzebowałem. Kupiłem i zapomniałem o sprawie. Ale internet nie zapomniał. Chociaż już znalazłem i nabyłem odpowiednie urządzenie, wciąż wyświetlają mi się reklamy zachęcające mnie do jego kupienia. To idiotyczne i irytujące” - powiedział znajomy, nerwowo uderzając dłonią w kolano. „A jak poskarżyłem się córce, to się roześmiała i oświadczyła, że po prostu jestem ofiarą personalizacji contentu. Co to za personalizacja, skoro wciąż reklamują mi coś, co już mam?” - znów przyłożył swojej nodze, jakby była czemukolwiek winna.
Już miałem na końcu języka jakąś płytką uwagę o „wielkim bracie”, który jednak nie wszystko widzi i wielu rzeczy wciąż nie wie, gdy nagle uświadomiłem sobie, że dostosowywanie formy i treści przekazu do odbiorcy nie jest niczym nowym, a tym bardziej nie jest zdobyczą ani odkryciem nowych technologii. I wcale nie dotyczy tylko reklam. To praktyka bardzo stara i wielokrotnie sprawdzona. Łatwiej dotrzeć do człowieka, jeśli poda mu się coś, czym jest faktycznie zainteresowany. Ale też łatwiej do niego dotrzeć, jeśli treść przekaże mu się w formie najbardziej odpowiadającej jego sposobowi percepcji, jego możliwościom intelektualnym, a także jego emocjom.
Spotkałem się jednak niedawno z opinią, że daleko posunięta personalizacja treści jest w istocie depersonalizacją odbiorcy. Dlaczego? Ponieważ jest faktycznym ograniczeniem jego wolności w poznawaniu świata. Jest, jak to ktoś powiedział, zamykaniem go w złotej klatce. Intensywna personalizacja przekazu powoduje, że obraz rzeczywistości, który do niego dociera, jest niemal całkowicie skonstruowany „pod niego”. Nie tylko pod jego zainteresowania i potrzeby, ale również pod jego przekonania, wyobrażenia, złudzenia, sposób rozumowania, poziom wiedzy itd. Taki ktoś zaczyna żyć w ogromnej ułudzie, w nieistniejącym świecie zbudowanym specjalnie da niego. W świecie istot do niego bliźniaczo podobnych, które widzą, słyszą, czują, myślą i postępują tak, jak on.
Życie w takim świecie może i jest wygodne, ale chyba jednak mało rozwijające.