Czy Hiszpania się rozpadnie? Wydaje się, że premierowi tego kraju pozostał już tylko jeden ruch.
Machina konfliktu ruszyła i prze do przodu z nieubłaganą konsekwencją. Separatyści katalońscy są niezwykle zdeterminowani i zapewne jednostronnie ogłoszą niepodległość, mimo że nie mają poparcia nawet połowy społeczeństwa Katalonii. Referendum, którego zakazał Trybunał Konstytucyjny Hiszpanii, zorganizowali nie po to, by poznać zdanie Katalończyków, lecz po to, by pokazać światu, że są ofiarami hiszpańskiej brutalności. Rząd w Madrycie wszak od dawna zapowiadał, że nie dopuści do nielegalnego referendum. I o to chodziło separatystom. Przemoc hiszpańskiej policji była im bardzo na rękę, zyskali bowiem przychylność opinii publicznej na świecie. Wyniki referendum były dla nich tak nieistotne, że nawet nie zadali sobie trudu, by przypilnować, żeby suma podanych mediom głosów „za”, „przeciw” i nieważnych równała się 100 procent. Wyniosła 100,88 procent, ale nikt nie zamierzał tego prostować. Tak czy inaczej z góry było przecież wiadomo, że zwolennicy niepodległości uzyskają około 90 procent głosów, a frekwencja nie osiągnie 50 procent.
Madryt dał się więc wpuścić w pułapkę przysyłając policję. Teraz premierowi Mariano Rajoyowi pozostaje prosta alternatywa: albo uznanie niepodległości Katalonii, albo zawieszenie statutu autonomii Katalonii, wprowadzenie tam stanu wyjątkowego, aresztowanie czołowych działaczy separatystów za zorganizowanie nielegalnego referendum, wybory lokalne pod nadzorem policji i negocjacje ze zwycięzcami tych wyborów.
To pierwsze rozwiązanie wydaje się mało prawdopodobne, nie tylko dlatego, że ewidentnie osłabia Hiszpanię. W kolejce czekają już bowiem separatyści baskijscy, obserwujący z uwagą rozwój wydarzeń. Powstałby zatem efekt domina. Poza tym rząd, który zrezygnowałby z jednej z najbogatszych części terytorium, zostałby odrzucony przez większość Hiszpanów.
Drugie rozwiązanie może napędzić falę przemocy i skończyć się wojną domową. Ale wydaje się, że Rajoy musi zaryzykować. Tak czy inaczej dla Hiszpanii nie ma już dobrych rozwiązań.
A dla Katalonii? Pozostanie w granicach Hiszpanii separatystów już nie interesuje, bo w autonomii doszli do granicy możliwości – trudno sobie wyobrazić, co jeszcze mogliby wywalczyć. Pozostaje zatem niepodległość. Separatyści wiedzą jednak, że w najbliższych latach oznaczać ona będzie znaczący spadek poziomu życia Katalończyków. Nie mówią bowiem społeczeństwu, że w rzeczywistości nie jest tak, że „Madryt ich okrada”, bo dysponują większością podatków z Katalonii, nie jest prawdą, że FC Barcelona będzie grać w lidze hiszpańskiej, jeśli tylko zechce, bo Hiszpanie będą woleli stracić finansowo, niż ustąpić w tej kwestii. Hiszpanie zrobią zresztą wszystko, żeby utrudnić życie nowemu państwu, które automatycznie znajdzie się poza Unią Europejską i jej funduszami. Nowe państwo będzie musiało w ekspresowym tempie rozwiązać bardzo poważne kwestie organizacyjne. Pojawiają się konkretne pytania: Jaki będzie status Katalończyków mieszkających w Hiszpanii i Hiszpanów mieszkających w Katalonii? Które państwo będzie im np. wypłacać emerytury? Jaka waluta będzie obowiązywać w Katalonii? Wydaje się, że drastyczne obniżenie poziomu życia jest nieuniknione. Jak wtedy zachowa się ta połowa Katalończyków, która nie chce niepodległości?
Dla Katalonii też nie ma więc dobrych rozwiązań.