Zabytkowa kopalnia srebra, cynku i ołowiu trafiła na listę światowego dziedzictwa UNESCO. A wszystko zaczęło się od błyszczącego kamienia na polu chłopa Rybki.
80 lat po bitwie pod Grunwaldem Jan Rybka orał swoje pole. Zawadził o skałę i już miał ją odrzucić na bok, gdy ta zabłyszczała w słońcu. W ciągu kilku lat okoliczne pola zaroiły się od kopaczy wydobywających cenną rudę ołowiu i nie mniej cenne srebro. Przy dźwięku łopat i kilofów rodziły się Tarnowskie Góry.
Wszędzie woda
W XVIII wieku powstała kopalnia, a gąszcz jej korytarzy to 150 km. Ale spokojnie, do zwiedzania jest 1 proc. chodników, czyli 1740 metrów. Wkładamy kaski na głowy i stajemy przed... Aniołem. Tak nazywa się szyb, którym windą pomkniemy 40 metrów w dół. Drzwi się rozsuwają i po górniczym powitaniu „Szczęść Boże” ruszamy pogrążonym w mroku chodnikiem.
Wszędzie słychać i czuć wodę. W powietrzu jest jej ponad 90 proc. Kapie ze ścian, chlupocze pod nogami. Gdyby nie pompy i sztolnie, zalałaby całą kopalnię.
Paradoksalnie ta woda była błogosławieństwem dla miasta, i a do wpisania na listę światowego dziedzictwa UNESCO się przyczyniła. Czysta, przefiltrowana przez dolomitowe skały woda sztolniami odwadniającymi płynęła na zewnątrz, zasilając miejski wodociąg. Cały system gospodarowania podziemnymi wodami jest unikalny, co było atutem przy wpisie na listę. Najsłynniejsza jest oczywiście Sztolnia Czarnego Pstrąga, po której można płynąć całą rodziną łódkami. – Naprawdę pływają w niej pstrągi, choć nie czarne – śmieje się przewodnik po kopalni, Paweł Draus. Nazwa wzięła się z... braku światła. W ciemnym korytarzu ryby wydawały się czarne. Dopiero po wyłowieniu okazywały się klasycznymi srebrnymi pstrągami, ale atrakcyjna nazwa została.
Kask na głowę!
Chodnik staje się coraz niższy. Co chwila słychać uderzenia kasków o strop. Trzeba się mocniej pochylić. Widać, że kaski nie są tylko do ozdoby, a dzięki nim zamiast złości i bólu głowy każdy trzask kwitowany jest śmiechem całej grupy. Dzieci mają łatwiej, ponieważ nie muszą się schylać.