Pozwolą słuchacze, że przywołam raz jeszcze cytat z Ewangelii, który słyszeliśmy nie całe dwa tygodnie temu w czasie niedzielnej Eucharystii 10 września. Traktował o upomnieniu braterskim. Takim zresztą tytułem opatrzony jest ten fragment.
Upomnienie, zwrócenie uwagi, wytknięcie, dezaprobata, reprymenda. I nie ma co owijać w bawełnę, mamy z tym nie lada kłopot, problem i zdaje mi się, że coraz większy, głębszy, a na dodatek dwubiegunowy.
Z jednej strony nie umiemy, nie potrafimy, nie chcemy przyjmować uwag, napomnień i nagan. Reagujemy na nie alergicznie. Spinamy się, obrażamy, bagatelizujemy, odmawiamy do tego prawa.
Ale też z drugiej strony unikamy zwracania uwagi, upominania. Wolimy nie reagować, bo to nie nasza sprawa, żeby się nie narażać, żeby ktoś się nie obraził i źle o nas nie pomyślał. Bywa też, że ten brak upominania jest dbałością o swój święty spokój z domieszką tchórzostwa w tle. A może też najzwyklej na świecie nie potrafimy tego robić?
Póki co nikt poza Panem Jezusem nie dał nam lepszej lekcji, jak upominać i zwracać uwagę. Mówi Pan Jezus tak: Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Przyjrzyjmy się temu zdaniu uważniej. Otóż po pierwsze powodem, przyczyną uprawniającą do upomnienia ma być coś, co ma wagę grzechu, czyli coś, co ma swój kaliber, co nie jest drobiazgiem, przewrażliwieniem, obrażalstwem. Po drugie, prawo do zwracania uwagi ma ten, kogo owo zgrzeszenie dotyczy, kto jest tego zgrzeszenia adresatem. Po trzecie, i jak mi się zdaje, co ważne, upomnieć, zwrócić uwagę trzeba we własnym imieniu, ani w czyimś, ani przez pośredników. No i po czwarte i najważniejsze, w cztery oczy, twarzą w twarz. Nie za plecami, anonimowo, bez podpisu.
A nawet jeśli już kogoś napominamy, coś komuś wytykamy, to zwykle nie stosujemy żadnej z tych zasad, a szczególnie tych, żeby we własnym imieniu i w cztery oczy. Króluje anonimowość, wpis i komentarz.
Więcej, Pan Jezus podpowiada, zaleca coś jeszcze - gradację, stopniowanie. Najpierw w cztery oczy, potem przy świadkach, a dopiero na końcu upublicznienie. I tu też nagminnie pomijamy te dwa pierwsze etapy używając przede wszystkim tego trzeciego. Pan Jezus proponuje nam, nawet wymaga, żeby pamiętać by powód nagany był rzeczywisty niewyimaginowany, mający swoją wagę, nie błahostka, no i żeby nie zapominać o dobrym imieniu napominanego.
Ewangelia proszę Państwa Ewangelia, to podstawa zdrowych relacji między nami i wychowawczych wobec siebie zachowań.
Nie wiem, czy Słuchacze jakoś to odnotowali, ale między 21 a 24 września odbywa się Narodowy Kongres Trzeźwości. Na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie wielu mądrych i ważnych ludzi debatować będzie o roli państwa, samorządów, organizacji pozarządowych, wspólnot, ruchów, rodziny i Kościoła w służbie trzeźwości. A wszystko zakończy najbliższa niedziela, jako ogólnopolski dzień modlitw o trzeźwość społeczeństwa.
Być może użyty tu przymiotnik „narodowy” dla wielu wydać się może przesadny, czy na wyrost zwłaszcza, że ostatnio używany jest nad wyraz często w odniesieniu do różnych innych przestrzeni. Jeśli jednak trzeźwość stała się przedmiotem takiej kongresowej debaty to znaczy, że poziom nietrzeźwości jest już problemem ogólnospołecznym i nie bez racji narodowym.
Żeby nie być gołosłownym. Te wszystkie informacje, które zacytuję pochodzą spoza kościelnych źródeł. Pijemy dużo niezależnie od płci, od pory roku. Coraz więcej piją kobiety, zaś mężczyźni może nie tyle piją mniej, co robią to bardziej kulturalnie niż kiedyś. Niezmiennie jesteśmy w europejskiej czołówce wskaźników alkoholu spożywanego na jednego mieszkańca, ostatnio zaś opublikowane badania wykazały, że w Polsce na jeden sklep z alkoholem przypada 254 mieszkańców. W Norwegii taki sam sklep musi wystarczyć 18 tys. mieszkańców! Dodam, że według ONZtowskiej agendy zdrowia taki sklep powinien przypadać na 1.000 mieszkańców. Skoro sprzedaż alkoholu, nie bez powodu zresztą, jest koncesjonowana, to niepokoić musi, żeby nie powiedzieć mocniej, tak ułatwiona i ułatwiana jego dostępność.
Warto zwrócić też uwagę i na takie dane. Pięć lat temu średnio w Unii Europejskiej 76% jej mieszkańców było pijącymi alkohol, a 24% było abstynentami. Co ciekawe najwięcej abstynentów było w Portugalii, Włoszech i na Węgrzech, odpowiednio 42, 39 i 35%. W Polsce tylko 16%, mężczyzn 11, kobiet 20%. Kiedyś Prymas Tysiąclecia stawiał taką tezę: przez abstynencję wielu do trzeźwości wszystkich. Ja ją odwrócę: im mniej abstynentów, tym trudniej o trzeźwość.
I na koniec jeszcze jedno. Od wielu już lat, dość konsekwentnie promujemy, reklamujemy trzeźwość, ze szczególnym zaadresowaniem do kierowców. Z najnowszego spotu dowiemy się, że w roku ubiegłym ujawniono ponad 115 tys. nietrzeźwych kierowców. Tak ponad 115 tys.! Dowiadujemy się też, że zdecydowana większość z nich przyłapana została na nietrzeźwości za kierownicą następnego dnia rano. Aż by się chciało przywołać to rzymskie: Quidquid agas, prudenter agas et respice finem.(Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca).
Idąc więc trochę tym starorzymskim tropem proponujemy przykleić na lodówkę taki mały magnesik z naszą dewizą: Prowadzę jestem trzeźwy! w domyśle z tegoroczną podpowiedzią: Zanim wieczorem sięgniesz po alkohol, pomyśl o poranku.
Czego też wszystkim, i nie tylko kierowcom, bardzo życzę.