Dawno informacja o powołaniu nowego biskupa nie sprawiła mi tak wielkiej radości, jak ostatnio, kiedy dowiedziałem się, że na urząd arcybiskupa łódzkiego papież Franciszek powołał biskupa Grzegorza Rysia, dotychczasowego biskupa pomocniczego z Krakowa.
To człowiek wielu talentów - świetny kaznodzieja, publicysta „Tygodnika Powszechnego”, znakomity historyk. Zajmuje się głównie średniowieczem, ale potrafił pisać pasjonujące teksty również o innych epokach. Polecam m.in. jego szkic na temat pamięci historycznej w nauczaniu Jana Pawła II, który warto byłoby przypominać przy każdej dyskusji o tym, jak zagospodarowaliśmy dzieło wielkiego papieża. Wybitny erudyta, potrafił powszechnie znanym źródłom historycznym zadawać nowe pytania, co nieraz stwarzało niezmiernie interesujące perspektywy badawcze. Umie także pasjonująco opowiadać o historii. Nie zapomnę, gdy zaprosił redakcję „Gościa Niedzielnego” do Archiwum Kapituły Metropolitalnej w Krakowie, gdzie zademonstrował nam najcenniejsze dokumenty. Potrafił o nich zajmująco opowiadać, osadzając fakty historyczne w perspektywie wiary ludzi z tamtej epoki.
Ale chciałbym również wspomnieć biskupa Rysia, jako ewangelizatora. Jako przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski prowadził przed rokiem modlitwę w czasie zgromadzenia na stadionie w Poznaniu. Było to podczas spotkania kończącego uroczystości 1050 Chrztu Polski w Wielkopolsce. Stanął naprzeciwko wielkiego tłumu, wesołego i rozśpiewanego, gdyż wcześniej występowały zespoły muzyczne, których liderzy dawali świadectwa swego nawrócenia. W kilku słowach nie tylko uciszył stadion, ale doprowadził do wielkiego skupienia, przygotowując wszystkich na moment wniesienia tam krzyża.
I jeszcze jedno wspomnienie sprzed trzech lat. Z grupą pielgrzymów jechałem na kanonizację Jana Pawła II do Rzymu. Po nocy spędzonej w autokarze, zatrzymaliśmy się na parkingu pod Florencją, zatłoczonym pojazdami z Polski. Przechadzając się zauważyłem, że z jednego z autobusów wysiadła znajoma postać. Rozpoznałem bp Rysia, który z wyraźnym bólem starał się rozprostować plecy. – Księży biskupie, zapytałem po przywitaniu, zabrakło miejsca w samolocie? Wiedziałem bowiem, że członkowie Episkopatu polecili do Rzymu specjalnie wynajętym samolotem. – Nie, odpowiedział uśmiechając się. Wybrałem autobus, aby jechać z klerykami z naszego seminarium. Tyle lat byłem tam rektorem, to wypada być z nimi. – Ale przecież ks. biskup od kilku lat, nie jest już rektorem, ripostowałem. – Panie Andrzeju, odpowiedział, rektorem się jest do końca życia. Papież Franciszek wzywając kiedyś kapłanów, aby byli blisko swoich wiernych użył porównania, że pasterz musi pachnieć owcami, a nie drogimi perfumami. Jestem przekonany, że do Łodzi właśnie trafił ktoś taki.