On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”. Mt 9,12
Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami.
Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?”
On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.
Często słyszę, że ludzie żyją tak, jakby Boga nie było. Bojaźń Boża, którą Biblia nazywa szczytem mądrości, przegrywa z głupotą hedonizmu i sekularyzacji. Żyć tak jakby Boga nie było nie oznacza jednak tylko pozbawionej granic zabawy. Być może najbardziej odczuwalną konsekwencją odrzucenia bojaźni Bożej jest lęk. Nazwijmy go światowym. Neal Lozano pisze, że lęk to jeden z najbardziej pierwotnych środków, jakimi posługuje się szatan, by rozszerzyć swoje panowanie. Jeżeli twoje serce wypełnia lęk, to znaczy, że nie czujesz bliskości kochającego i wszechmocnego Boga. Lęk nie jest grzechem. Może być konsekwencją grzechu albo do grzechu drogą. Dzisiaj właśnie tak słyszę słowa Jezusa: nie potrzebują lekarza odważni, lecz ci, którzy się boją. On doskonale wie, co znaczy przekleństwo lęku, bo sam się bał. On wziął na siebie wszystkie nasze grzechy i nasze choroby. I nasze lęki. I moje też. Wiem, że własnymi siłami ich nie wypędzę. Do terapii i kanap też jakoś nie umiem się przekonać. Pozostaje Jezus. Ratuj, Panie!