Taki właśnie dystans chce przejść 20-letni Mateusz Marek, który 1 września rozpoczął wędrówkę z Zakrzowa k. Niepołomic do Santiago de Compostela. Idąc, chce mówić wszystkim o chorobie 12-letniej koleżanki i zbierać pieniądze na jej rehabilitację.
Julka jest sąsiadką Mateusza - mieszka ok. 1,5 km dalej od niego, w Podłężu. Gdy dwa lata temu zachorowała na ultrarzadkie zapalenie mózgu Rasmussena, usłyszała o niej cała Polska i część świata. Wtedy udało się jej pomóc i dzięki darczyńcom 10-letnia dziewczynka przeszła bardzo ryzykowną operację - hemisferektomię, która uratowała jej życie. Zabieg polega na odcięciu połączeń nerwowych między półkulami mózgu, dlatego 12-letnia obecnie Julka cały czas potrzebuje rehabilitacji. A ta kosztuje. W opłaceniu różnych ćwiczeń rodzinie dziewczynki pomaga kto może, jednak to, co chce zrobić Mateusz, bije na głowę dotychczasowe pomysły.
Chłopak debiutantem w pieszym odkrywaniu świata nie jest i zna drogę, która jest przed nim (a przynajmniej jej część). Rok temu szedł już bowiem do Hiszpanii, ale wtedy wyprawa była tylko spełnieniem nierealnego (z pozoru) marzenia. Ma bowiem duszę sportowca i podróżnika, a przez cały rok dba o dobrą kondycję - biega kilka razy w tygodniu, chodzi na kilkudziesięciokilometrowe spacery, gra w piłkę i zdrowo się odżywia. Pierwszy spacer na Półwysep Iberyjski nie przysporzył mu więc większych problemów. - Po prostu - chciałem pójść do Hiszpanii, choćby tylko kawałek drogi, a udało się pokonać całą odległość - opowiada.
Gdy postanowił, że i w tym roku pójdzie do Hiszpanii, od razu zdecydował, że ta wędrówka musi mieć głębszy sens. Początkowo Mateusz myślał nawet o Ziemi Świętej oraz o kilku znanych europejskich szlakach pielgrzymkowych, ale ostatecznie postawił na Szlak św. Jakuba, czyli słynne Camino de Santiago.
- Na inne miejsca przyjdzie pewnie jeszcze czas - mówi Mateusz, który ze swojego domu w Zakrzowie koło Niepołomic wyszedł dziś rano. Pierwszą noc planuje spędzić w okolicach Ojcowa albo trochę dalej. - Zdaję się na los. Mam śpiwór i karimatę, więc każdy kawałek trawy jest dobry, ale liczę też na dobroć ludzi i np. na otwarte drzwi różnych parafii - mówi.
To nie wszytko. W tym roku Mateusz chce połączyć pasję z pragnieniem pomocy komuś, kto tego bardzo potrzebuje. - Wybór padł na Julkę i wierzę, że uda mi się uzbierać taką kwotę, która wesprze jej rehabilitację - przekonuje chłopak i dodaje, że idąc, będzie opowiadał wszystkim o chorobie dziewczynki. Informację ma przygotowaną w trzech językach, bo wędrować będzie przez Niemcy i Francję, a potem już tylko przez Hiszpanię.
- Mam też nadzieję, że ludzie - dowiedziawszy się o historii Julii - będą również wpłacać pieniądze na subkonto, które cały czas prowadzi dla niej Caritas - tłumaczy Mateusz.
Warto dodać, że cały dystans podróżnik chce pokonać, mając tylko jedną parę wygodnych butów, a do plecaka postanowił zabrać niewiele rzeczy: trochę ubrań, kosmetyków, karimatę, śpiwór i małe zapasy jedzenia, które będzie uzupełniał na trasie. Do domu Mateusz planuje wrócić przed Bożym Narodzeniem, a tych, którzy chcą go wspierać dobrą myślą i modlitwą, zaprasza na profil wyprawy na Facebooku pod hasłem: "Pieszo dla Fundacji Bariera".
O Julce Kołodziej pisaliśmy w 2015 r.: