Prowadzi je Valery Timakov. Gdyby nie on, starsi i schorowani ludzie, których przyjął pod swój dach, umarliby z głodu.
Mariupol znajduje się ok. 90 km od Donbasu, czyli od linii frontu, więc gdy żołnierze strzelają lub wybuchają pociski, w domu Valerego trzęsą się szyby. Bo choć w mediach mało mówi się już o wojnie na Ukrainie, ona wciąż trwa i pochłania kolejne ofiary.
I nie chodzi tylko o tych, którzy zostają bezpośrednio zabici przez wojska napastnika, ale i o tych, którzy są pozostawieni sami sobie w zniszczonych i pozornie opuszczonych domach. Pozornie, bo często zdarza się, że ukraińscy żołnierze znajdują w nich albo wycieńczonych, schorowanych, głównie starszych ludzi, albo już martwych, leżących w swoich łóżkach, bo nie było nikogo, kto mógłby się nimi zaopiekować. Pomoc przyszła tam zbyt późno.
Ci, których jeszcze można uratować, trafiają do szpitali lub pod dach V. Timakova, który swój dom zamienił na hospicjum. Co ciekawe, sam jest niepełnosprawny (porusza się na wózku inwalidzkim), ale przy wsparciu żony i dwójki dzieci chce pomagać innym. W ten sposób spłaca dług wdzięczności wobec Boga, którego odnalazł przed laty na swojej krętej drodze życia.
Valeremu pomagają też sąsiedzi i przyjaciele, a od niedawna - również mieszkańcy Krakowa i Małopolski, gdzie wieść o hospicjum przywędrowała za sprawą Sergiusza Tovkesa. Valerego poznał on 5 lat temu i wspiera go, jak tylko się da, a tą ideą zaraża też innych. O dramacie staruszków z Mariupola opowiedział m.in. swojemu przyjacielowi Piotrowi Gajdzie i wspólnymi siłami rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na hospicjum. Teraz opowiadają o tym w mediach.
- Valery pod swój dach przyjął już 12 osób. On je nie tylko pielęgnuje, bo chce, by godnie spędziły ostatnią prostą swego życia i równie godnie umarły, ale przede wszystkim niesie im Ewangelię, by ci chorzy mogli poznać Jezusa przed spotkaniem z Nim - tłumaczą.
Problem w tym, że w Mariupolu panuje bieda. - Dlatego chcemy, by o naszym przedsięwzięciu dowiedzieli się wszyscy ludzie wielkiego serca, którzy chcą wesprzeć przykutych do łóżka staruszków. Miesięczny koszt utrzymania jednej osoby to zaledwie 400 zł, a my chcemy zgromadzić 50 tys. zł, które pozwoli na roczne działanie hospicjum. Na już potrzebne są też pieluchy dla chorych i środki czystości - zarówno higieniczne, dla nich, jak i te niezbędne do sprzątania domu. Przyda się też trwała żywność - opowiadają Piotr i Sergiusz.
Projekt wspiera już krakowska Fundacja "Ziarnko Maku", ale najwięcej może zdziałać internetowa zbiórka pieniędzy, prowadzona przy współpracy z właścicielami portalu: zrzutka.pl. - Wierzymy, że w ten sposób o Valerym usłyszy cała Polska - mówi P. Gajda.
Szczegółowe informacje można znaleźć na: https://zrzutka.pl/hospicjum.
Akcję będziemy promować na facebookowym profilu "Gościa Krakowskiego", a więcej o sprawie napiszemy w numerze 35. drukowanego "Gościa Krakowskiego" (z datą 3 września).