Dziś mija 75. rocznica męczeństwa błogosławionej Piątki Poznańskiej.
Mieli po dwadzieścia lat, gdy zostali zgilotynowani w Dreźnie. Każdy był inny, lecz wszyscy oddani Bogu i Ojczyźnie. Wychowywali się w salezjańskim oratorium przy ul. Wronieckiej 9 w Poznaniu, które było dla nich drugim domem. Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski czynnie włączali się w jego życie. Salezjanie tchnęli w nich ducha księdza Bosko.
Jóźwiak i Kęsy chcieli wstąpić do seminarium, niestety wojna i śmierć pokrzyżowały ich plany.
Jóźwiak był związany z konspiracją, do której wciągnął także kolegów. Tylko jemu udało się zaciągnąć do wojska podczas kampanii wrześniowej. Był typem przywódcy. Rodzice, gdy posyłali swoje dzieci na półkolonie, przykazywali, by te "słuchały się Czesia". Nazywany również "Tatą". Był prezesem Towarzystwa Niepokalanej. Z powodu bycia synem policjanta, był najbardziej dręczony po aresztowaniu przez gestapo.
Franciszek Kęsy pomimo problemów ze zdrowiem, zawsze był wesoły, a jego pasją był sport. Wiara była w centrum jego życia, codziennie służył do Mszy, a wieczorami odmawiał różaniec. Pobyt w więzieniu we Wronkach był dla niego czasem przemiany: "We Wronkach, siedząc na pojedynce, miałem czas, żeby siebie zgłębić, tam to przyszedłem do porozumienia ze swoją duszą. I tam postanowiłem żyć inaczej, tak jak nakazał nam ksiądz Bosko, żyć tak, aby się Bogu podobać i Jego Matce".
Edward Kaźmierski za to nigdy księdzem zostać nie chciał. Za to bardzo chciał się ożenić, Wspomożycielkę prosił o znalezienie mu dobrej towarzyszki życia. Kolegom imponował, że znał się na samochodach. Był też najbardziej barwną postacią z całej piątki. Grał w przedstawieniach, śpiewał, komponował (grał na skrzypcach i fortepianie), pisał pamiętnik i nie stronił od piłki. Uwielbiał też chodzić do kina. Po wybuchu wojny wstąpił na ochotnika do wojska, ale nie zdążył założyć munduru, bo został aresztowany.
Edward Klinik jako pierwszy trafił do oratorium, miał wtedy 10 lat. Był najstarszy i najpoważniejszy z całej piątki. Jednak pod tą pozorną skrytością kryła się głębia ducha. W listach do rodziny jest to najbardziej widoczne. Klinik bardzo sobie cenił nabożeństwo do Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych.
Jarogniew Wojciechowski najmłodszy wśród kolegów. Był bardzo związany z matką, to jej głównie zawdzięczał wychowanie, bo ojciec opuścił rodzinę, gdy chłopiec miał 11 lat. Jego siostra wyszła za mąż za towarzysza niedoli Jargoniewa z Wronek i Spendau. Jego pobyt w więzieniu był mocno naznaczony krzyżem. Trzymany był w innym skrzydle niż koledzy, a w Boże Narodzenie musiał stać w celi po pas w zimnej wodzie. Siostra przez rok taiła także przed nim fakt, że matka umarła.
Od prawej: F. Kęsy, E. Kaźmierski, pierwszy z lewej E. Klinik Fotoreprodukcja z książki "Wierni do końca" pod red. R. Sierchuły i ks. J. Wąsowicza SDB MG /Foto Gość
31 czerwca 1942 w Zwickau Wyższy Sąd Krajowy orzekł, że „z powodu przygotowań do zdrady stanu, w myśl artykułu II i III Rozporządzenia o prawie karnym dla Polaków, skazuje oskarżonych: Jóźwiaka, Jędrusiaka, Kiszkę, Klinika, Kęsego, Wojciechowskiego, Kaźmierskiego na karę śmierci”. Wyroku nie wykonano od razu. Przed śmiercią byli spokojni. Zostali zgilotynowani 24 sierpnia 1942 na placu w Dreźnie. 13 czerwca 1999 roku w Warszawie Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi.
Piękne są ich listy, które napisali przed śmiercią do najbliższych.
"Moi Najdrożsi Rodzice, Janko, Bracie Adzio, Józef
Właśnie dzisiaj, tj. 24, w dzień Maryi Wspomożycielki otrzymałem Wasze listy, przychodzi mi rozstać się z tym światem. Powiadam Wam, moi drodzy, że z taką radością schodzę z tego świata, więcej aniżeli miałbym być ułaskawionym. Wiem, że Maryja Wspomożyciela Wiernych, którą całe życie czciłem, wyjedna mi przebaczenie u Jezusa. Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię świętą do swego serca. Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć. Wszyscy koledzy jesteśmy w jednej celi. Jest 7.45 wieczorem, o godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata. Proszę Was tylko, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał. Szczególnie zwracam się to Ciebie, Matusiu Kochana, ofiaruj swój ból Matce Bolesnej, a Ona ukoi Twe zbolałe serce. Proszę Was bardzo, jeżeli w czym Was obraziłem, odpuśćcie mej duszy. Ja będę się za Was modlił do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie. Tutaj składam pocałunki dla każdego z Was. Do zobaczenia w niebie.
Wasz syn i brat
Czesław"