Wtedy przyniesiono Mu dzieci, aby włożył na nie ręce i modlił się za nie. Mt 19,13
Przynoszono do Jezusa dzieci, aby położył na nie ręce i pomodlił się za nie; a uczniowie szorstko zabraniali im tego. Lecz Jezus rzekł: «Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie». Położył na nie ręce i poszedł stamtąd.
Kiedy byłam mała i doświadczałam czegoś w oczach dziecka niesprawiedliwego albo sprzecznego z moim zdaniem, obiecywałam sobie, że moim dzieciom oszczędzę tych sytuacji. Cały problem polega jednak na tym, że dziś już nie potrafię sobie przypomnieć, o co tak naprawdę chodziło. Dorastając, dojrzewając czy wręcz starzejąc się, widzimy świat zupełnie inaczej niż mały człowiek. Dziecko chłonie świat wszystkimi zmysłami, oswaja go i przyjmuje bez zastrzeżeń. Jest spontaniczne, radosne, ciekawskie i bezgranicznie ufne. Dziecko nie ma uprzedzeń, przekonań czy bagażu doświadczeń. Uczy się życia, ludzi, wchodzi w nieznane, ale urzekające jutro. Jeśli zatem w relacji z Bogiem nie staniemy się jak dzieci, trudno będzie nam Go poznać i pokochać. Apostołowie z dzisiejszego fragmentu zapomnieli już o dziecięcym spojrzeniu na świat. Byli przecież uczniami Jezusa, wybranymi, umiłowanymi, lepszymi. Postarzeli się i stracili dziecięcą wrażliwość. Jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie dotkniemy Boga, nie wtulimy się ufnie w Jego ramiona i nie znajdziemy w Nim wytchnienia.