Najmłodszym uczestnikiem pielgrzymki pieszej ze Skrzatusza do Częstochowy jest 7-miesięczny Franek. Wśród pątników jest też kilkoro uczestników poniżej 10. roku życia.
W przypadku Franka, określenie "pieszy" nie jest do końca ścisłe. Chłopiec oczywiście jedzie w wózku pchanym przez rodziców, albo niesiony jest na rękach przez mamę, której zdarzyło się nawet w drodze go karmić.
- No cóż, dziecko nie rozumie, że teraz nie jest najlepszy moment. Po prostu jest głodne i trzeba dać mu jeść - mówi Katarzyna Gaweł, mieszkanka Piły, mama Franka.
Kilkumiesięczny pielgrzym z Piły nie jest wyjątkiem. Takie przypadki, choć nieczęsto, zdarzają się także w grupach w innych diecezjach. Jak mówi mama Franka, która w drogę wybrała się już po raz 14., a na co dzień jest lekarzem pediatrą, jeśli dziecko jest zdrowe, udział w pielgrzymce nie jest dla niego niebezpieczny. Przez większość drogi dziecko śpi, a rodzice muszą dbać przede wszystkim o jego nawodnienie i zabezpieczyć go przed ewentualnym przegrzaniem.
Zresztą, to nie jest pierwsza pielgrzymka Franka. Kilka dni przeszedł w zeszłym roku w brzuchu swojej mamy.
O Franka, oprócz mamy, dbają jeszcze tata i dziadek. Gawłowie są w tegorocznej pielgrzymce prawdopodobnie jedynym przypadkiem trzypokoleniowej rodziny, która pielgrzymuje razem.
- Byłem na 3. i 4. pielgrzymce z naszej diecezji. Teraz, po 30 latach, ruszyłem po raz kolejny. Między innymi chcę podziękować właśnie za Franka - mówi Ryszard Gaweł, dziadek chłopca. - Ja też dziękuję Matce Bożej za Franka oraz za żonę - dodaje Tomasz Gaweł.
Oczywiście, pielgrzymowanie z dzieckiem nie może być celem samym w sobie. Jeśli zajdzie potrzeba, należy umieć zrezygnować. Wszyscy uczestnicy pielgrzymki, nie tylko z "Siódemki", życzą małemu Frankowi dotarcia do celu. W Częstochowie sprawdzimy, czy Gawłowie dojdą tam w niezmienionym składzie. Niezależnie od tego, czy Franek przejdzie całą trasę i zamelduje się 13 sierpnia na Jasnej Górze, już przeszedł... do historii diecezjalnej pielgrzymki.
Także Katarzyna Budnik, podobnie jak Gawłowie - z "Siódemki", pcha przed sobą wózek. Ze środka uśmiecha się 2-letnia Sylwia. Również dla niej to już druga pielgrzymka. W zeszłym roku poradziła sobie wyśmienicie.
- Tym razem nie tylko jedzie. Czasami muszę ją trochę przegonić, żeby trochę poszła. Zresztą, sama ciągle ucieka - śmieje się p. Katarzyna, dodając, że jej kilkunastoletni dziś syn pierwszy raz wybrał się w drogę w wieku 4 lat.
- Takie dziecko niewiele rozumie, ale jednak coś czuje. Zależy mi na tym, żeby od najmłodszych lat czuło obecność Boga, nie tylko w kościele. Jak najwcześniej uczyłam Sylwię znaku krzyża. Kiedy wchodzi do świątyni, od razu mówi: "Amen". Wie też, że trzeba uklęknąć - cieszy się mama 2-latki, wyjaśniając celowość pielgrzymowania z małym dzieckiem.
Katarzyna Budnik podkreśla też znaczenie pielgrzymkowej wspólnoty dla rozwoju społecznego swojego dziecka: - Ona inaczej reaguje na ludzi. Jest otwarta, towarzyska. Podobnie było z synem. Bez problemu nawiązywał relacje z dorosłymi, z księżmi, z siostrami.
Podobną prawidłowość zauważa p. Aneta ze Słupska, która w "Piątce" idzie ze swoim synkiem, 3-letnim Jasiem. - Na wszystkich gospodarzy, u których nocujemy, mówi babcia, ciocia, wujek. A więc mamy po drodze wielką rodzinę - cieszy się.
Katarzyna Budnik zwraca uwagę na jeszcze jedną, jak mówi, bardzo ważną rzecz. - Kiedyś na Jasnej Górze oddałam Matce Bożej syna. W zeszłym roku podobnie uczyniłam z Sylwią. One nie są moją własnością. Niech rozeznają, co chcą robić w życiu. Ja już je oddałam - mówi.
Inne nasze materiały z tegorocznej pielgrzymki: