Mówi dr Błażej Kmieciak, bioetyk, socjolog prawa, który prowadzi blog na stronie gosc.pl.
Jarosław Dudała: Już chyba cały świat obiegła sprawa Charliego Garda, niespełna rocznego chłopczyka, który cierpi na rzadka chorobę. Czy odłączenie go od aparatury podtrzymującej życie to byłaby mordercza eutanazja czy raczej uprawione zakończenie terapii uporczywej, która przecież wedle Kościoła jest niemoralna?
Dr Błażej Kmieciak: Według mnie, byłaby to eutanazja. Choć chyba błędem było chyba podłączenie go do respiratora. Przyznaję jednak, że jako rodzic pewnie sam w pierwszym odruchu bym go podłączył.
Czyżby eutanazja mogła być naprawieniem błędu, jakim było podpięcie maleństwa do aparatury podtrzymującej życie?
Nie, nie. Dramat respiratora polega na tym: jeśli dziecka nie podłączysz, to się udusi. Jeśli je podłączysz i odłączysz, to też się udusi.
Nie rozumiem.
Są stany prowadzące do śmierci. Człowiek zaczyna się dusić i wtedy pojawia się pytanie: czy pozwolić mu umrzeć, czy walczyć o jego życie, reanimując, podłączając go do respiratora, podając mu tlen. To może pomóc, tzn. doprowadzić do stanu, w którym ten ktoś zacznie sam oddychać. Może jednak także przedłużyć – i to bardzo - jego umieranie. To bardzo trudny dylemat.
Pojawiła się nadzieja dla Charliego – leczenie eksperymentalne przez profesora z Nowego Jorku. Jeśli pomoże, to dobrze. A jeśli nie, to co dalej?
Cóż, pojawienie się terapii eksperymentalnej to nadzieja i niewiadoma. W chorobach o podłożu mitochondrialnym raczej nie mówi się o wyzdrowieniu. Pojawić się może jednak istotną poprawa funkcjonowania np. części organizmu. Może dojść do spowolnienia występowania kolejnych objawów. Lekarze i rodzice, wyrażając zgodę na tę terapię, nie działają uporczywie. Są tu konkretne dane, wskazujące na zasadność terapii. Uporczywą terapią byłyby np. kolejne zabiegi operacyjne lub bolesne interwencje.
Jeśli ta terapia nie zadziała - co jest możliwe – to pojawi się argument za odłączeniem dziecka. Pytanie jednak, jak będzie umierać? Odłączenie prowadzi tu do śmierci, do uduszenia się. To cel interwencji i to budzi wątpliwości. On bowiem żyje.
Poza tym, działanie wbrew rodzicom nigdy nie jest dobre. Sąd ma prawo wkroczyć, ale przede wszystkim po to, by ratować życie, a nie je zakończyć.
Charlie żyje. Życie z respiratorem nie jest wieczne. W pewnym momencie może dojść do zatrzymania serca, niewydolności określonych organów lub śmierci mózgu. Póki co, on jednak żyje i walka rodziców o niego jest czymś naturalnym i pięknym.